Studia prawnicze, praca w kancelarii, aplikacja radcowska, egzamin zawodowy i wreszcie wymarzona toga. Tak wygląda typowa droga do zawodu radcy prawnego. A jak było u pani?
W 1999 r., zaraz po studiach, rozpoczęłam aplikację prokuratorską. Po egzaminie prokuratorskim zostałam asesorem, a potem prokuratorem Prokuratury Rejonowej Warszawa Mokotów. To nie był przypadkowy wybór, bo od drugiego roku studiów byłam zakochana w prawie karnym i wiedziałam, że chcę praktykować jako karnistka. Aplikacja prokuratorska była więc naturalnym wyborem. Na listę radców prawnych wpisałam się, kiedy moje drogi z prokuraturą się rozeszły. W pewnym momencie niemożliwe okazało się łączenie pracy naukowej, z której nie chciałam rezygnować, z pracą prokuratora.
Czytaj także: Po co jest samorząd radców prawnych
Naturalnym wyborem dla prawnika karnisty wydawać się mogła adwokatura.
To prawda. Tym bardziej że w tamtym okresie radcowie nie mieli – choć wiele się już o tym mówiło – uprawnień do występowania w procesie karnym w charakterze obrońców. Miałam jednak okazję wcześniej przyjrzeć się organizacji samorządu radcowskiego. Jeszcze jako prokurator zostałam zaproszona do grona wykładowców na aplikacji radcowskiej. Miałam też świadomość, że izba warszawska jest świetnie zorganizowana, a wykonywanie zawodu radcy daje mi największą elastyczność. Miałam dobre przeczucie – dziś jestem pracownikiem dydaktyczno-naukowym, prorektorem Akademii Leona Koźmińskiego, praktykuję w sprawach karnych jako radca prawny, a dodatkowo od ponad trzech lat sprawuję funkcję wicedziekana Rady OIRP w Warszawie, więc mam realny wpływ na funkcjonowanie swojego samorządu.