Jak bumerang wraca w polskiej debacie publicznej postulat pokoju społecznego. Trwająca od dziesięciu dni zawierucha w parlamencie to kolejny pretekst do snucia rozważań o tym, czy Polacy mogą się ze sobą spierać w sposób normalny. Czyli taki, który charakteryzuje dojrzałe demokracje w krajach zachodnich, będących bądź co bądź od 27 lat wzorem do naśladowania dla polskich polityków.
Problem polega na tym, że w przypadku Polski mamy do czynienia z marzeniami, których obecnie nie da się spełnić. Dlaczego? Przyczyny tkwią głównie w historii, która kładzie się cieniem na teraźniejszości.
III Rzeczpospolita powstała jako państwo postkomunistyczne. Transformacja ustrojowa stworzyła określone warunki polityczne i ekonomiczne – dogodne dla osób wywodzących się z PRL-owskiego aparatu władzy, a niekorzystne dla tych, które pozbawione były „dojść" umożliwiających im awans społeczny. To właśnie taki stan rzeczy skłonił w roku 1992 Jarosława Kaczyńskiego do sformułowania tezy, że zasadniczą patologią polskiego życia publicznego jest „układ". Ówczesny szef Porozumienia Centrum miał na myśli „czworokąt" składający się z ludzi ze służb specjalnych, środowisk przestępczych, wielkiego biznesu i okrągłostołowej klasy politycznej.
Znamienne, że i sam Kaczyński brał udział w obradach Okrągłego Stołu, lecz wystarczyło, że po czerwcowych wyborach roku 1989 sytuacja polityczna nabrała dynamiki, a wystąpił z hasłem „przyspieszenia", co w skrócie oznaczało rozprawę z postkomunizmem. Przyszły lider Prawa i Sprawiedliwości bardzo szybko został jednym z głównych wrogów establishmentu III RP. Warto przypomnieć, że Hanna Suchocka jako premier rządu postsolidarnościowego (lata 1992–1993) uważała PC za ugrupowanie antypaństwowe, a Sojusz Lewicy Demokratycznej za konstruktywną opozycję.
Z dzisiejszej perspektywy diagnozy Kaczyńskiego z lat 90., nawet jeśli wtedy trafne, trącą anachronizmem. Integracja europejska i globalizacja zrobiły swoje. Weźmy choćby oskarżanego przez PiS o służbę obcym interesom Donalda Tuska. Jego rząd zdecydował się na demontaż OFE i renacjonalizację systemu emerytalnego, czym naraził się wielkim graczom międzynarodowym.