Czy jeśli dziennikarz nie może wejść do parlamentu, to może realizować tę przysługującą mu wolność? Co więcej, w punkcie 2 tegoż artykułu jest wyraźnie napisane: „Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane". Przypomnę też artykuł 8 konstytucji: „1. Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej. 2. Przepisy Konstytucji stosuje się bezpośrednio, chyba że Konstytucja stanowi inaczej". To co w takim razie dziennikarze robili u marszałka Senatu?
Sięgam również po prawo prasowe. Co mówi ono o spotkaniach marszałka Senatu z przedstawicielami mediów? Otóż również nic. Ale warto przywołać tu dwa artykuły tej ustawy: „Art. 43. Kto używa przemocy lub groźby bezprawnej w celu zmuszenia dziennikarza do opublikowania lub zaniechania opublikowania materiału prasowego albo do podjęcia lub zaniechania interwencji prasowej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Art. 44. 1. Kto utrudnia lub tłumi krytykę prasową – podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności".
To wciąż obowiązujące w Polsce prawo. W takim razie jeszcze raz: czy ktoś mógłby mi, do diabła, wyjaśnić, co ci dziennikarze robili w sobotnią noc u marszałka Karczewskiego? I najważniejsze pytanie: dlaczego tego prawa po prostu się nie stosuje? Czy na tym spotkaniu mówiono o tych zasadach, przywołano je? Nie. Najwybitniejsi przedstawiciele czołowych polskich mediów pytali o możliwość wejścia do parlamentu oraz kłócili się, kto ile przepustek powinien dostać i ile będzie można wnieść kamer. Czy któryś z tych dziennikarzy lub marszałek przywołał obowiązujące w Polsce prawo? Absolutnie nie. Obie strony zachowywały się tak, jakby żadne przepisy w tej sprawie nie istniały, tylko należałoby je teraz wymyślić.
To jest właśnie coś absolutnie nie do przyjęcia. Mamy prawo, którym nikt się nie przejmuje. Obie strony zachowywały się tak, jakby prawo ich nie obowiązywało, mało tego, jakby tego prawa w ogóle nie było.
Wcale mnie to nie dziwi. Po pierwsze, nawyk poszanowania prawa w naszym społeczeństwie nie jest jakoś szczególnie mocno ugruntowany. Za to, jak widać na tym przykładzie, powszechne jest przekonanie, że wszystko da się załatwić „na gębę". Po wtóre, nie sądzę, żeby ktoś się prawem prasowym szczególnie mocno przejmował, a nawet mam wątpliwości, czy ktoś z obecnych na tym spotkaniu to prawo znał. Dzieje się tak dlatego, że w dużej mierze dziennikarstwo zostało sprowadzone do stadnych pogoni za politykami i podstawiania im mikrofonów pod nos, żeby zdobyć upragnioną „setkę". I tyle, na tym dziennikarstwo się kończy. Stąd to spotkanie miało taki przebieg, a nie inny, i trudno nie oprzeć się wrażeniu, że dziennikarze w nim uczestniczący postawili się w roli klientów wobec polityków, władzy, marszałka Karczewskiego. Nie wyobrażam czegoś takiego w żadnej z szanujących się demokracji świata.
Budować od nowa
Wniosek z tego jest jeden: jako państwo nie mamy nic, nie wypracowaliśmy żadnych mechanizmów, które pozwalałyby mu normalnie funkcjonować. Polska istnieje od 1000 lat, przeżyła wiele okupacji, a od 25 lat mamy jaką taką wolność, demokrację i jej fundament, czyli wolne media, okupione zdrowiem i życiem wielu konkretnych osób. A to spotkanie jak na dłoni pokazało, że jesteśmy w punkcie wyjścia i musimy to wszystko od nowa budować.