Świat wszedł w okres rywalizacji mocarstw, kwestionowania istniejącego systemu międzynarodowego, niepewności i chaosu. Zarówno Chiny, jak Rosja dążą do rewizji systemu międzynarodowego, zdominowanego dziś przez Stany Zjednoczone. Oba mocarstwa chcą zmiany systemu i choć ich długofalowe cele są rozbieżne, to jednak cel bieżący – osłabienie i wyrugowanie amerykańskiej dominacji – jest celem wspólnym. To podstawa obecnego sojuszu chińsko-rosyjskiego i współdziałania obu mocarstw na arenie międzynarodowej. Dlatego zarówno Chiny, w obszarze Pacyfiku, jak też Rosja w Europie Środkowej, Kaukazie i Bliskim Wschodzie, rzuca wyzwanie amerykańskiej dominacji. To bardzo niebezpieczna sytuacja, zarówno dla stabilności systemu międzynarodowego powstałego po upadku komunizmu i który dał nam wolność, jak i dla pokoju.
Dla Stanów Zjednoczonych zasadnicze wyzwanie to nie wyzwanie rosyjskie, choć ma ono swoją wagę dla utrzymania amerykańskiej hegemoni w naszej części kontynentu, lecz chińskie. Bo to Chiny, a nie Rosja, zagrażają amerykańskiej hegemonii. I dlatego Europa Środkowa nie stanowi dziś żadnego priorytetu w polityce Waszyngtonu, a odpowiedzią na rosyjski rewizjonizm są słowa i działania pozorne, w postaci np. rotacyjnych batalionów w naszej części kontynentu.
Waszyngton zapłaci Warszawą
To „wzmocnienie" wschodniej flanki NATO, z jakim mamy mieć do czynienia po natowskim szczycie w Warszawie, ma charakter symboliczny i propagandowy. Symbole i słowa mają czasami swoje znaczenie w polityce, ale nie ma się co łudzić, że rozstrzygające. Tymczasem USA zabiegają o to, by Rosja znalazła się w amerykańskim obozie, bo bez jej udziału ewentualna konfrontacja z Chinami będzie bardzo trudna.
Oczywiście ten sojusz ma być na amerykańskich, a nie rosyjskich warunkach. To dlatego zarówno na Bliskim Wschodzie, jak na Ukrainie toczy się spór amerykańsko-rosyjski o to, na jakich warunkach dojdzie do porozumienia pomiędzy Moskwą a Waszyngtonem. Dziś przybiera on postać wzajemnego straszenia się wojną i badania, jak można zmusić ewentualnego partnera do ustępstw i ustalenia kompromisu, który będzie akceptowalny dla obu stron.
Nie trzeba mówić, że rosyjskie warunki na razie są nie do przyjęcia przez USA. Dziś, gdy konfrontacja amerykańsko-chińska dopiero wkracza w okres zasadniczych rozstrzygnięć, można jeszcze zwlekać. Ale jeżeli konfrontacja ta się zaostrzy, można oczekiwać porozumienia, za które Waszyngton będzie musiał Rosji zapłacić – najpewniej w obszarze naszego bezpieczeństwa.