Marek Orzechowski, Ryszard Czarnecki: Polska i Niemcy mogą zreformować UE

Potencjał Berlina i Warszawy czyni te dwie stolice naturalnymi kandydatami na reformatorów UE – twierdzą specjaliści od spraw międzynarodowych.

Aktualizacja: 24.10.2016 20:02 Publikacja: 23.10.2016 19:49

Marek Orzechowski, Ryszard Czarnecki: Polska i Niemcy mogą zreformować UE

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Jean-Claude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej, zwykł mówić, że „kiedy sytuacja staje się trudna, trzeba kłamać". Brzmi to zabawnie, ale jest groźne. Dziś sytuacja nie jest łatwa i tym bardziej kłamać nie wolno.

W zachodniej prasie i fachowej literaturze nie brakuje scenariuszy opisujących Europę za dziesięć, dwadzieścia lat. Nie ma w nich miejsca dla Unii, wspólnej waluty, dla kooperacji, dobrego sąsiedztwa. Jest natomiast Europa wroga wobec samej siebie, wypełniona skłóconymi narodami, jest miejsce dla militarnych zmagań, zapachu siarki i prochu.

Polska i Niemcy mogą temu zapobiec, nie same i nie tylko one, ale przede wszystkim one. Polska i Niemcy muszą temu zapobiec, choćby dlatego, że w przeciwnym razie będą pierwszymi i najciężej dotkniętymi – choć może w różny sposób – ofiarami europejskiego kataklizmu.

Można i trzeba temu zapobiec. To wspólne zadanie Piętnastki, czyli starej Unii, oraz Trzynastki, czyli nowej Unii. Autorami scenariusza zapobieżenia najbardziej negatywnej wersji wydarzeń muszą być lider Unii, czyli Niemcy, i lider nowej Unii, czyli Polska.

Kryzysy są groźne. Nie sam jednak stopień zagrożenia jest decydujący, ale charakter wywołanej nim reakcji. Niektórzy chętnie udają, że nic się nie stało. Inni sądzą, że wystarczy opublikować kilka komunikatów. Ale Polacy i Niemcy potrafią z kryzysów wyciągać wnioski. Kryzys można wykorzystać do rekonstrukcji. Uznać, że nie ma lepszego momentu na dokonanie analizy i podjęcie korekty. Kryzys ujawnia błędy. Uprzedzić kolejny można tylko poprzez właściwą reakcję na aktualny.

Jest to myślenie bliskie z jednej strony niemieckiej filozofii politycznej, a z drugiej polskim doświadczeniom. Jest bliskie, ponieważ związane w bezpośredni sposób z naszym losem. Nie chcemy nie tylko żyć w kryzysie, ale przede wszystkim nie chcemy stać się jego ofiarą. Przyszła integracja polityczna i polityczna Europy, oparta na zdrowych regułach gry, eurorealistyczna, będzie w dużej, jeżeli nie decydującej, mierze zależeć od współpracy, a nawet zbliżenia Polski i Niemiec.

My, eurorealiści

W polityce trzeba mieć dobrą pamięć, ale warto wznosić się ponad zaszłości i naturalne różnice interesów. To zawsze pomaga rozwiązać nawet najtrudniejsze problemy. Nie oznacza to wcale amnezji. I warto przypomnieć, że to nie my, Polacy, prawiliśmy przez lata o zmierzchu Unii, upadku Europy, demontażu wspólnoty.

Czas na właściwe miejsce Polski w Unii Europejskiej, czas na mniej kontrowersji wobec roli, niewątpliwie decydującej, Niemiec w UE. Unia potrzebuje Polski, Polski aktywnej i odpowiedzialnej. Pytającej, ale i podpowiadającej. Unia potrzebuje naszego zdecydowanego wsparcia – i leży to w naszym interesie. Polska może i powinna stanąć w awangardzie państw i narodów, które chcą, powinny i muszą zapewnić europejskiemu projektowi trwałe powodzenie i sukces. Alternatywą dla niego jest chaos, którego głównym, jeżeli nie jedynym, beneficjentem będzie Rosja. Współdziałanie Polski z Niemcami wyjdzie Unii i Europie na dobre. Warszawa i Berlin muszą wspólnie wziąć na swoje barki przyszłość Europy.

Kanclerz Konrad Adenauer powiedział kiedyś, że „nie chciałby mieć Niemców za sąsiadów". Czy miał na myśli Niemców, których już nie ma? Czy może jeszcze są? Jest jego wielką zasługą, że fundamentem racji stanu Niemiec stała się wspólnota z europejskimi narodami. Adenauer myślał głównie o Francuzach, jego uczeń Helmut Kohl dostrzegał już i nas. Dla Angeli Merkel Europa powinna leżeć nie tylko nad Renem i Sekwaną, ale także tuż za miedzą, w Polsce. To naturalne przesunięcie punktu ciężkości, efekt rozwoju sytuacji po Brexicie, także skutek europejskiego kryzysu – w tym zniechęcenia, utraty zaufania, zaniku optymizmu, realnego znużenia i publicystycznego malkontenctwa czy braku wizji Europy po zachodniej stronie.

Szansa na nowy tandem?

Wspólna polsko-niemiecka odpowiedzialność za Europę związana jest z godzeniem różnych interesów, poszukiwaniem wspólnej linii, łagodzeniem napięć i konfliktów. Odmienne czy raczej zróżnicowane interesy nie są w polityce niczym krępującym. Ważny jest wspólny azymut. Ale też wrażliwość na partnera. I zrozumienie potrzeb innych. Jest to wyzwanie wymagające cierpliwości, gotowości do kompromisów, ale i otwartości na nowe wyzwania i związane z nimi konieczne prawne korektury. Wyzwania, które wymagają politycznego wsparcia ze strony wszystkich odpowiedzialnych sił politycznych.

Zarówno Niemcy, jak i Polska dysponują odpowiednim potencjałem, który nie tylko ułatwi, ale wręcz wymusi na nich podjęcie się tej roli. To może być unijny tandem, który otworzy Unii nowe perspektywy. Pozbawiony zapachu naftaliny „starych Europejczyków", często zgnuśniałych, znużonych profitami, niechętnych wobec „nowych", jakże często wszystko lepiej wiedzących... Polska nie wie wszystkiego lepiej od innych, ale jest ciekawa, chce się dowiedzieć i jest bardzo wyczulona na jednostronną dominację.

Z naszej polskiej strony wieje jeszcze wiatr wiary w Europę, choć budowanej na nieco innych warunkach i zasadach niż obecnie. Świadczy o tym propozycja nowego traktatu europejskiego, zgłoszona przez najbardziej wpływowego polskiego polityka, Jarosława Kaczyńskiego.

„Narodu, który się kłóci, czy wybudować dworzec kolejowy czy nie, nikt w Europie nie musi się obawiać" – powiedział Elmar Brok, chadecki polityk z RFN, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego, komentując spory o budowę dworca w Stuttgarcie. I tak – i nie. Niemcy są dużym i silnym krajem i trudno go w Europie w czymkolwiek pominąć. Ale jednocześnie są krajem za małym, aby mogły rządzić Europą same. Potrzebują solidnego partnera, nie przeciw Europie, nie przeciw komukolwiek, nie na złość Francji, nie dla dominacji nad Włochami czy krajami nowej Unii, ale?dla nas wszystkich, dla Europy.

Dziś, 25 lat po zawarciu traktatu o dobrym sąsiedztwie i 12 lat po akcesji do Unii, Polska powinna uczynić krok kolejny – powiedzieć innym, że nie dopuści do upadku Wspólnoty Europejskiej, co byłoby najlepszym prezentem dla Moskwy. I że gotowa jest przyjąć na siebie, wraz z Niemcami, istotną część odpowiedzialności za jego pomyślność. Czy stabilne Niemcy i stabilna Polska nie mogą być jej gwarantami?

Ryszard Czarnecki jest wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego; wcześniej był ministrem-przewodniczącym Komitetu Integracji Europejskiej oraz ministrem do spraw europejskich w rządzie Jerzego Buzka. Marek Orzechowski jest dziennikarzem, publicystą, wieloletnim korespondentem TVP w Niemczech i Brukseli, autorem wielu książek.

Jean-Claude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej, zwykł mówić, że „kiedy sytuacja staje się trudna, trzeba kłamać". Brzmi to zabawnie, ale jest groźne. Dziś sytuacja nie jest łatwa i tym bardziej kłamać nie wolno.

W zachodniej prasie i fachowej literaturze nie brakuje scenariuszy opisujących Europę za dziesięć, dwadzieścia lat. Nie ma w nich miejsca dla Unii, wspólnej waluty, dla kooperacji, dobrego sąsiedztwa. Jest natomiast Europa wroga wobec samej siebie, wypełniona skłóconymi narodami, jest miejsce dla militarnych zmagań, zapachu siarki i prochu.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę