Aleksander Hall: Wojna o centroprawicę

Opozycja musi skupić się na głosach tradycjonalistycznych wyborców, bo Polska konserwatywna jest dziś wyraźnie silniejsza niż ta liberalna – twierdzi publicysta.

Aktualizacja: 07.10.2017 08:47 Publikacja: 05.10.2017 20:39

Przeciwnicy PiS muszą postawić na wspólnotę narodową a nie na rewolucję obyczajową.

Przeciwnicy PiS muszą postawić na wspólnotę narodową a nie na rewolucję obyczajową.

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki

Wielu obserwatorów polskiej sceny politycznej zadaje sobie pytanie, dlaczego PiS zachowuje duże poparcie społeczne i w sondażach wyraźnie dystansuje opozycję, pomimo brutalnego łamania konstytucji i procedur parlamentarnych, a także coraz częstszych przejawów buty i arogancji. A przecież się wydawało, że lipcowe demonstracje w obronie niezależności sądownictwa, zakończone dwoma wetami prezydenckimi i ujawnieniem konfliktu w obozie władzy, powinny zachwiać pozycją partii i wzmocnić poparcie dla opozycji.

Zgadzam się z Michałem Szułdrzyńskim, który w tekście „Czego nie rozumieją krytycy PiS" przekonująco pokazał, że poparcie dla rządzącego ugrupowania ma mocne podstawy społeczne. Oferta przedstawiana przez partię Jarosława Kaczyńskiego jest atrakcyjna dla znacznej części społeczeństwa. Składa się na nią kombinacja różnych czynników: realizacja socjalnych zobowiązań wyborczych, trafne odczytywanie oczekiwań „zwykłych Polaków" i umiejętne wzbudzanie ich nieufności, a nawet wrogości wobec „elit", granie na lękach przed muzułmańskimi imigrantami oraz odwoływanie się do narodowej godności i suwerenności w sporach z instytucjami Unii, Niemcami i Francją. Obecnie ta oferta wydaje się bardziej przekonująca od przestróg opozycji, że łamanie konstytucji i zamach na niezależność władzy sądowniczej stanowią wielkie zagrożenie dla polskiej demokracji.

O jaką stawkę toczy się gra

Ta konstatacja jest gorzka, ale nie powinna dziwić, zwłaszcza że znaczną część zwolenników PiS stanowią ludzie słabo wykształceni. Konstytucja i niezależność władzy sądowniczej mogą wydawać się im sprawami dość abstrakcyjnymi, podczas gdy znaczne transfery finansowe są konkretem. Władzy służy także to, że negatywne konsekwencje jej poczynań nie dotykają jeszcze „zwykłego Kowalskiego". Załamanie systemu emerytalnego po obniżeniu wieku emerytalnego przecież jeszcze nie nastąpiło. Polska zaszła już daleko na drodze prowadzącej do systemu autorytarnego, ale parlament funkcjonuje, obywatele mogą wyrażać swoje poglądy, w tym demonstrować przeciwko władzy, a partie przygotowują się do kolejnego cyklu wyborczego. „Zwykły Kowalski" może więc nie zauważyć, że faktycznie żyje już w innym ustroju niż przed dwoma laty. Ma także prawo jeszcze nie dostrzegać, że Polska już jest izolowana w UE, bo środki unijne nadal płyną do naszego kraju.

Cechą populistycznej polityki – a taką prowadzi PiS – jest to, że jej najpoważniejsze negatywne konsekwencje są zwykle boleśnie odczuwane przez ogół z pewnym opóźnieniem.

Wśród politycznych komentatorów niechętnych PiS panuje obecnie moda na użalanie się nad jakością opozycji i formatem jej liderów. Nie chcę jej ulegać. Przy wszystkich swych słabościach opozycja trafnie diagnozuje, o jaką stawkę toczą się polityczne zmagania w kraju. Jest nią niedopuszczenie do tego, aby Polska stała się demokracją jedynie z fasady i znalazła się na marginesie Unii Europejskiej. Uważam, że obecnie najważniejszym zadaniem opozycji jest podjęcie walki o pozyskanie zaufania tych konserwatywnych i centroprawicowych wyborców, którzy teraz udzielają poparcia PiS.

Na odebranie partii rządzącej jej twardego elektoratu opozycja nie ma szans. Tworzą go Polacy przekonani o tym, że państwo powinno być scentralizowane i rządzone twardą ręką, zwolennicy tezy o „zamachu smoleńskim", ludzie głęboko rozczarowani III RP i jej polityką zagraniczną. Władza ma jednak poparcie także innych wyborców. Takich, którzy wcale nie są zachwyceni Jarosławem Kaczyńskim, wyczynami Antoniego Macierwicza i izolacją Polski w UE. Dlaczego więc popierają PiS? Odpowiedź jest prosta: opozycja podoba im się jeszcze mniej. Niemała część tej grupy wyborców obawia się, że opozycja zgodzi się na prawne usankcjonowanie rewolucji obyczajowej, spróbuje ograniczyć obecność Kościoła w życiu publicznym i będzie ulegać naciskom UE w sprawie polityki migracyjnej.

Wielu komentatorów w konflikcie pomiędzy obozem władzy i opozycją chce widzieć przede wszystkim konfrontację Polski konserwatywnej z liberalną, ewentualnie liberalno-lewicową. Jeśli mają rację, bylibyśmy skazani na długie rządy partii Jarosława Kaczyńskiego, gdyż Polska konserwatywna w obecnej fazie historii jest wyraźnie silniejsza niż Polska liberalna. Oczywiście, jeśli za „Polskę konserwatywną" nie będziemy uznawać wyłącznie adeptów filozofii politycznej wywodzącej się od Edmunda Burke'a, ale Polaków przywiązanych do tradycji, religii i opowiadających się – przynajmniej deklaratywnie – za pewnym konserwatyzmem obyczajowym.

Wartości i taktyka

Jestem przekonany, że pomiędzy PiS a jego konserwatywnymi wyborcami nie występuje związek organiczny. Prawo i Sprawiedliwość to Jarosław Kaczyński. W jego politycznej wizji trzeba odróżnić rdzeń programu i elementy o znaczeniu taktycznym, mające przysporzyć mu zwolenników. Rdzeń programu to nowy ustrój państwa, w którym wielka władza skupiona jest w jednym ośrodku. W praktyce – w rękach prezesa. Ma ona służyć w dużej mierze, a może przede wszystkim, wyrównaniu rachunków z elitami III Rzeczypospolitej i zemście na ludziach, których obwinia on za śmierć brata. Radykalny sprzeciw wobec ingerowaniu przez UE w polskie sprawy wewnętrzne, motywowany obroną polskiej suwerenności, wynika przede wszystkim z dążenia do realizacji wyżej wskazanych celów. Unia – w obecnym kształcie – nie zaakceptuje samowładztwa jednego człowieka w państwie członkowskim.

Reszta jest przede wszystkim taktyką. Jarosław Kaczyński w przeszłości deklarował się jako chrześcijański demokrata, przestrzegający przed klerykalizacją Polski i krytyk nurtu, który w polskim Kościele reprezentuje ojciec Tadeusz Rydzyk. Teraz zajmuje zupełnie inne stanowisko. Pomimo deklarowanego poparcia dla ochrony życia od poczęcia, wyraźnie hamuje inicjatywy ustawodawcze zmierzające w tym kierunku, gdy natrafiają na silny społeczny opór. Dlaczego? Gdyż ta kwestia jest dla niego bez porównania mniej ważna od posiadania dyspozycyjnych sędziów. Jako premier prowadził raczej liberalną politykę gospodarczą. Teraz popiera wielkie transfery socjalne i godzi się – na odłożone w czasie – załamanie systemu emerytalnego. Kieruje się dewizą, że dobre są wszystkie środki, które przynoszą poparcie społeczne.

Część opiniotwórczych postaci kulturowej lewicy dopatrywało się przyczyn porażki PO w 2015 r. w niejednoznacznym poparciu dla ich postulatów światopoglądowych i obyczajowych. Teraz podobne zarzuty wysuwają pod adresem opozycji. Jestem przekonany, że pójście w tym kierunku jest przepisem na przegraną przeciwników PiS. Uważam, że opozycja powinna zmierzać w przeciwną stronę i przede wszystkim zabiegać o pozyskanie zaufania kluczowej grupy polskich wyborców: konserwatystów – w potocznym tego słowa znaczeniu.

Porady nie tylko dla tradycjonalistów

Trzy sprawy uważam za najważniejsze w tym procesie. Po pierwsze, należałoby postawić w centrum uwagi wspólnotę narodową. Chociaż PiS w praktyce dramatycznie dzieli naród i deprecjonuje jego osiągnięcia po 1989 r., to przedstawia pewną spójną wizję polskiej tożsamości, historii narodu i miejsca państwa polskiego w Europie. W moim przekonaniu w wielu elementach jest ona fałszywa i bardzo niebezpieczna dla międzynarodowego położenia naszego kraju, ale jest oczywiste, że uwiodła wielu Polaków. Po stronie opozycyjnej brakuje wielkiej narodowej narracji umiejętnie łączącej polskość z uniwersalizmem. Ta praca pozostaje do wykonania.

Po drugie, opozycja powinna utrzymać zawarty w konstytucji i konkordacie model relacji między państwem i Kościołem, a także uniknąć pułapki instytucjonalnego wspierania rewolucji obyczajowej.

Po jej stronie nagromadziło się wiele żalów pod adresem Kościoła za sympatię okazywaną PiS przez wielu hierarchów i księży, a także przynależność instytucji zbudowanych przez ojca Rydzyka do obecnego obozu władzy. Opozycja powinna jednak oprzeć się pokusie „karania" Kościoła poprzez instytucjonalne zmiany w jego relacjach z państwem. Przeciwnie, powinna prowadzić dialog z Kościołem. Opozycji byłoby także bardzo trudno liczyć na poparcie konserwatywnie nastawionej części społeczeństwa, spełniając nadzieje części autorytetów kulturowej lewicy i środowisk mniejszości seksualnych, że ich postulaty dotyczące sfery obyczajowej znajdą się na sztandarach przeciwników władzy Jarosława Kaczyńskiego.

Po trzecie, wypracowanie stanowiska wobec imigracji. Mogłoby się wydawać, że problem jest sztuczny. Polska nie jest krajem atrakcyjnym dla przybyszów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. A jednak okazało się, że rządzącym udało się rozbudzić lęk przed nimi w naszym społeczeństwie, a zapewnienia przedstawicieli władz, że Polska nie przyjmie żadnych imigrantów są dobrze odbierane. Nie namawiam opozycji, aby przyjęła stanowisko PiS. Opozycja powinna głośno mówić, że przyjęcie pewnej, niewielkiej liczby uchodźców jest naszą moralną powinnością i nie wiąże się ze wzrostem zagrożenia terrorystycznego w naszym kraju. Jednocześnie jednak powinna jasno pokazywać, że widzi zagrożenia dla Europy związane z powstawaniem społeczeństw, w których brakuje wspólnej tożsamości i powszechnie akceptowanych wartości. Powinna dawać społeczeństwu wyraźne sygnały, iż jest świadoma, że w społecznościach muzułmańskich mieszkających w Europie nurt radykalnie wrogi naszej cywilizacji wcale nie jest marginesem.

Zdaję sobie sprawę, że tych porad udzielam opozycji, która w swej dużej części wcale nie jest konserwatywna. Jestem jednak przekonany, że nie będzie mogła odnieść sukcesu w zmaganiach z PiS, nie uzyskując poparcia znacznej części konserwatywnych wyborców. Bez wątpienia o realizację konserwatywnych postulatów najlepiej zadbają sami konserwatyści. Miejsce tych, którzy nie chcą autorytarnej i izolowanej Polski, jest w opozycji.

Autor jest doktorem habilitowanym nauk humanistycznych, nauczycielem akademickim. W czasach PRL działacz opozycji, był ministrem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego i posłem.

Wielu obserwatorów polskiej sceny politycznej zadaje sobie pytanie, dlaczego PiS zachowuje duże poparcie społeczne i w sondażach wyraźnie dystansuje opozycję, pomimo brutalnego łamania konstytucji i procedur parlamentarnych, a także coraz częstszych przejawów buty i arogancji. A przecież się wydawało, że lipcowe demonstracje w obronie niezależności sądownictwa, zakończone dwoma wetami prezydenckimi i ujawnieniem konfliktu w obozie władzy, powinny zachwiać pozycją partii i wzmocnić poparcie dla opozycji.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę