Decyzja władz miejskich Kijowa o nadaniu jednej arterii w mieście imienia dowódcy UPA Romana Szuchewycza (wstrzymana obecnie przez ukraiński sąd) rozdrapała w Polsce dawne rany związane z tragedią wołyńską oraz zaostrzyła i tak już niełatwe relacje polsko-ukraińskie. Zrozumienie problemów historycznych zaistniałych pomiędzy oboma państwami utrudnia chaos pojęciowy, zwłaszcza częste – niekoniecznie świadome – zacieranie granic pomiędzy kluczowymi w tej sytuacji pojęciami, jakimi są historia, pamięć historyczna i polityka historyczna.
Historia to zbiór niezmiennych, choć nie zawsze znanych, wydarzeń z przeszłości. Jest ona przedmiotem badań historyków, którzy mają za zadanie ustalić, jak było. Historycy mogą toczyć ze sobą dyskusje i spory, niemniej ich ustalenia nie mają charakteru konstytutywnego – nie tworzą faktów z przeszłości, jedynie prowadzą do ich poznania przez ludzi współczesnych. Historia jest nauką, a jako taka powinna mieć charakter intersubiektywny, to jest – cytując definicję słownikową – „dostępny więcej niż jednemu podmiotowi poznającemu, nieograniczony wyłącznie do doznań, przeżyć i myśli jednostkowego podmiotu poznającego; uniwersalny, wszechstronny". Innymi słowy, historycy na podstawie dostępnych im materiałów badawczych powinni dochodzić do mniej więcej tych samych wniosków. Fakt, że polscy i ukraińscy przedstawiciele tej nauki nie są w stanie, mimo ponadćwierćwiekowej współpracy, osiągnąć porozumienia w najważniejszych kwestiach, w tym historii obu narodów w okresie drugiej wojny światowej, źle świadczy o poziomie nauk historycznych przynajmniej w jednym, jeśli nie w obu krajach.
Aktywna polityka
Część ukraińskich historyków nie chce dostrzec asymetrii liczby ofiar na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w latach 1943–1944, a także zorganizowanego charakteru eksterminacji polskiej ludności, i z uporem głosi tezę o wojnie polsko-ukraińskiej czy też chłopskiej rabacji. Część polskich badaczy zaś minimalizuje znaczenie krzywd, jakich na przestrzeni wspólnej historii doznali Rusini od Polaków, i kolonialny niemal charakter obecności polskiej na Kresach. Zdaje się, że niektórzy historycy nad Wisłą lub nad Dnieprem w istocie bardziej zajmują się polityką historyczną niż nauką. Dotyczy to w szczególności instytutów pamięci narodowej w obu państwach.
Polityka historyczna to wykorzystywanie wydarzeń z przeszłości w celu realizacji określonych celów politycznych, w szczególności (choć nie tylko) kształtowania w ten czy inny sposób pamięci zbiorowej. Jest ona realizowana przez polityków, a analizowana przez politologów, różnorodnych ekspertów, dziennikarzy. Nie ulega wątpliwości, że zarówno Polska, jak i Ukraina co najmniej od pierwszego rządu PiS i „pomarańczowej rewolucji" prowadzą aktywną politykę historyczną. W pierwszym okresie była ona skierowana przede wszystkim (zarówno w przypadku Polski, jak i Ukrainy) przeciwko Rosji oraz Niemcom (w przypadku Polski). Stopniowo nabrała ona odpowiednio charakteru antyukraińskiego i antypolskiego.
W Polsce proponowano uznanie zbrodni wołyńskiej za ludobójstwo co najmniej od 2008 r., wszelako uchwałę w tej kwestii Sejm RP przyjął dopiero w zeszłym roku. Na Ukrainie kult Ukraińskiej Powstańczej Armii wiązał się początkowo przede wszystkim z dziedzictwem Euromajdanu i wojną z Rosją, niemniej obecnie coraz bardziej ma na celu zaakcentowanie równości Ukrainy wobec Polski i sprzeciwianie się próbom narzucania przez Polskę takich czy innych działań w sferze polityki historycznej. Wobec interesów łączących oba państwa (zagrożenie ze strony Rosji, dążenia Ukrainy do zacieśnienia współpracy z UE i NATO, ukraińska imigracja w Polsce) taka polityka historyczna obu państw zasługuje na krytyczną ocenę.