Nawiązując do starożytnej chińskiej klątwy, możemy bez wahania dzisiaj stwierdzić, że żyjemy w ciekawych czasach. Niestety. Powiedzieć, że istnieją poważne problemy w całej Unii Europejskiej i poszczególnych jej państwach członkowskich (kłopoty strefy euro, napływ imigrantów, słabości administracji UE, narastające nastroje antywspólnotowe), w Stanach Zjednoczonych (fatalna sytuacja przedwyborcza) i licznych innych regionach świata, to powiedzieć za mało.
Przyglądając się tej sytuacji dokładniej, można zauważyć, że mimo iż w poszczególnych krajach problemy są różne, to zarazem u ich podstaw łączy je duże podobieństwo. Weźmy kwestię migracyjną. Czy nie mają wspólnego, politycznego mianownika środki podejmowane w wielu krajach w celu ograniczenia napływu mas uchodźców? Budowanie murów, dosłownie bądź w przenośni, w obawie przed uchodźcami stało się przecież powszechnym działaniem polityków.
Izrael nie jest dobrym przykładem
Na południu Europy kolejne państwa próbują szczelnie zamykać swoje granice. Kanał La Manche dzisiaj raczej dzieli, niż łączy kontynent z Wielką Brytanią. Tradycyjnie przyjazna imigrantom Szwecja dokonała zasadniczego zwrotu w swej polityce otwartości. W Niemczech, Francji i wielu innych państwach rosną w siłę partie mające na sztandarach agresywnie artykułowane przesłanie antyimigranckie. Ubiegający się o start w amerykańskich wyborach prezydenckich Donald Trump chce budować mur wzdłuż całej granicy z Meksykiem i wyrzucać miliony tolerowanych dotychczas nielegalnych mieszkańców USA. Australia przetrzymuje wszystkich potencjalnych azylantów na odległej wyspie Nauru. Zasadnie przerażone są kraje bliskie źródeł imigracji – na 1000 mieszkańców w Libanie jest dzisiaj już ponad 200 uchodźców, w Jordanii zaś około 100. Nawet spokojna i bezpieczna Szwajcaria – wykorzystując możliwości oferowane przez dominujący tam model demokracji bezpośredniej (wyrażenie obywatelskiej opinii w częstych referendach dotyczących indywidualnych spraw) – wprowadziła niedawno silne ograniczenia liczby zagranicznych pracowników, zresztą także pochodzących z obszaru UE. Listę podobnych działań podejmowanych przez rządy różnych państw można dowolnie wydłużać.
Zaraz, zaraz, powie ktoś (nawet wiem kto). Czy naprawdę bogate państwa nie mogą bezboleśnie wchłonąć paru milionów biednych uchodźców? Przecież na przykład Izrael przyjął na początku lat 90. milion imigrantów, mając wtedy około 4-milionową populację i wiele poważnych kłopotów militarnych oraz gospodarczych. I dał sobie z takim 25-procentowym przyrostem liczby ludności doskonale radę.
Bliskiego nam wszystkim, choć oczywiście mniej spektakularnego i niestety powszechnie niedocenianego przykładu dostarcza Polska, dobrze radząca sobie z napływem ponad miliona Ukraińców i kilkudziesięciu tysięcy Wietnamczyków czy Czeczenów. Czyżby więc rzeczywiście Kanada bądź Australia, żeby pozostać z przykładami w bezpiecznej odległości od Europy, z populacjami odpowiednio 35 mln i 25 mln oraz olbrzymimi, prawie pustymi terytoriami naprawdę nie mogłyby przyjmować, powiedzmy, po milionie uchodźców rocznie?