– Piwna rewolucja trwa w najlepsze – mówi „Rzeczpospolitej" Andrzej Olkowski, prezes Stowarzyszenia Regionalnych Browarów Polski (SRBP). – Browary rzemieślnicze, restauracyjne i regionalne, które zamiast ścigać się z koncernami o udziały w rynku masowym, stawiają na oryginalność i wysoką jakość swoich piw, mają problem, by nadążyć z zamówieniami – dodaje.
W pierwszym półroczu 2016 r. o blisko 10 proc. więcej piwa niż przed rokiem sprzedał browar Pinta. – Gdyby nie wymiana warzelni w browarze w Zawierciu, naszym głównym miejscu produkcji, moglibyśmy sprzedać jeszcze więcej – zapewnia Ziemowit Fałat, współwłaściciel Pinty.
Powodów do narzekań nie mają także duże browary, które dominują na rynku piwa. Według szacunków branży od stycznia do czerwca łączny popyt poszedł w górę od 4,5 do 5 proc. Dla porównania w 2015 r. sprzedaż piwa zwiększyła się o niespełna 1 proc.
Ożywienie z pierwszego półrocza to głównie zasługa ciepłego początku lata oraz efekt Euro 2016. – Liczymy na to, że ten pozytywny trend jeszcze przez jakiś czas się utrzyma – mówi Klaudyna Polanowska-Skrzypek, kierownik ds. public relations w Kompanii Piwowarskiej, lidera polskiego rynku piwa, właściciela takich marek, jak Tyskie, Lech i Żubr. – Przed nami igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro i sprzyjająca konsumpcji piwa atmosfera kibicowania – dodaje.
Na to jednak, że w ciągu całego 2016 roku uda się utrzymać tempo sprzedaży z pierwszego półrocza, branża raczej nie liczy. Pogoda w lipcu nie była już tak przyjazna dla browarów jak przed rokiem. – Jest zbyt wcześnie, by optymistycznie prognozować cały rok, dlatego że dla sprzedaży piwa kluczowe są miesiące letnie – mówi Magdalena Brzezińska, rzecznik Grupy Żywiec, wicelidera branży, znanego dzięki, m.in. piwom Żywiec, Warka i Tatra. – Co więcej, nadal spada wartość rynku piwa w Polsce – dodaje.