Moda na napoje wyskokowe bez alkoholu zmienia stopniowo polski rynek. Zaczęła się od piwa, a już promieniuje na półki z winem czy wódką. Piwa bez procentów stały się już oddzielną kategorią zajmującą 4,7 proc. rynku piwa.

Czytaj także: Małe browary ratują się lukami w prawie

Biorąc pod uwagę, że rynek piwa przekroczył w ubiegłym roku 17 mld zł, wartość półki bezalkoholowej przekroczyła już 800 mln zł. Według Nielsena pandemia pogłębiła nawet trend zapowiadany przez analityków firmy na początku roku, czyli dalszy wzrost zainteresowania napojami bezalkoholowymi. Choć piwo alkoholowe w czasie kwarantanny (marzec i kwiecień) zanotowało 2-procentowy spadek liczby sprzedanych butelek, to sprzedaż bezalkoholowych wzrosła o prawie 30 proc., zarówno pod względem wartości, jak i ilości piwa.

Tak ważnej i szybko rosnącej mody nie mogły bez końca ignorować małe browary, rzemieślnicze czy regionalne. Same krafty zbudowały sobie już pozycję, zajmując 0,5 proc. rynku, w tym roku ich sprzedaż może wzrosnąć o kilkanaście procent. A piwo bezalkoholowe jest dla nich nie tylko nową, szybko rosnącą półką, ale też sposobem na zwabienie nowych klientów. – Na półce piw bez alkoholu powielają się teraz odpowiedniki produktów alkoholowych, mamy radlery bezalkoholowe, piwa pszeniczne, ważna jest różnorodność – mówi Krzysztof Panek, prezes browaru Fortuna, którego piwo Miłosław zdobyło złoto w kategorii piw bezalkoholowych na portalu RateBeer. Czas pandemii przyniósł też innowację w Warszawie. – Władze stolicy zakazały spożywania i sprzedaży alkoholu na warszawskich bulwarach nad Wisłą, więc browar Inne Beczki otworzył na początku maja pierwszy multitap wyłącznie z piwem bezalkoholowym – mówi Mateusz Puślecki, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych. Browar Pinta zaś wygrał przetarg na dostawy piw bezalkoholowych w Norwegii, będą tam sprzedawane w państwowej sieci Vinmonopolet.