Brytyjskie śmigła Leonardo Helicopters

Niskie hale z czerwonej cegły przy lotnisku zakładów Leonardo w Yeovil bardzo przypominają fabryczny kompleks śmigłowcowego Świdnika.

Aktualizacja: 20.07.2017 09:12 Publikacja: 19.07.2017 20:35

AW101 Merlin – produkowana w Yeovil specmaszyna do zadań morskich.

AW101 Merlin – produkowana w Yeovil specmaszyna do zadań morskich.

Foto: materiały prasowe

Podobieństw między firmami jest więcej i nie wynikają one bynajmniej z faktu, że wiropłatowe spółki należą do tego samego, włoskiego właściciela.

Ciszę zielonego kornwalijskiego zakątka, tak jak w polskiej fabryce, co chwila przerywa warkot śmigłowcowych łopat i turbinowych silników.

W 50-tysięcznym Yeovil lotnicza firma wrosła w lokalną społeczność, tak jak zakłady Leonardo w tkankę lotniczego Świdnika. Angielscy gospodarze podkreślają subtelną różnicę: w Leonardo Helicopters Yeovil – spółce stanowiącej, podobnie jak PZL, własność włoskiego zbrojeniowego giganta, już czwarte pokolenie tutejszych rodzin pracuje dla skrzydlatego przemysłu. Świdnik ma krótszy staż, też jednak zaczynał od produkcji samolotów, zanim pod koniec lat 50. XX w. zajął się śmigłowcami. Krzysztof Krystowski, wiceprezes Leonardo Helicopters, podkreśla podobieństwa: w Świdniku nie ma rodziny której przedstawiciele nie pracowaliby w przeszłości albo teraz przy helikopterowych „śmigłach".

W branży awiacyjnej tradycje, doświadczenia, ciągłość skrzydlatego biznesu mają dla rozwoju i jakości wytwarzanych statków powietrznych fundamentalne znaczenie. Lotnicze zakłady Westland z Yeovil pierwsze licencyjne bombowe samoloty wysyłały już na fronty I wojny światowej. W kolejnej wielkiej wojnie brały udział produkowane w kornwalijskiej spółce, obok wielu innych maszyn, legendarne myśliwce Spitfire. Epokę angielskich wiropłatów rozpoczynały w 1946 roku helikoptery S51 Dragonfly.

W integracji siła

Królewskie Siły Powietrzne (RAF) od tego czasu dobrze znają kornwalijski adres – opuszczały go kolejne generacje bojowych i cywilnych statków powietrznych marki Westland: w sumie 8,7 tys. samolotów i helikopterów.

Pod koniec lat 80. współpraca z włoską Agustą przy dużym transportowcu EH101 zbliżyła firmy z Yeovil i Cascina Costa.

– Fuzja narodowych firm śmigłowcowych z Anglii i Italii była naturalna, zdecydowały rachunki biznesowe – tłumaczą prezesi Leonardo.

Z analiz wynikało, że produkty spółek nie konkurują ze sobą na rynku (Anglicy produkowali większe, a Włosi mniejsze śmigłowce), a dzięki komplementarnej produkcji można wyrwać się ze średniej ligi i budować firmę o globalnym zasięgu.

Wspólna strategia przyniosła efekt: AgustaWestland (dziś Leonardo Helicopters) to jeden z trzech kluczowych graczy na światowym rynku wiropłatów, a obecne wspólne już konstrukcje podbijają globalne rynki. Brytyjska część Grupy Leonardo, która produkuje nie tylko helikoptery, ale też elektronikę wojskową, osiąga roczne przychody sięgające 2 mld funtów. Aż połowę tej sumy czerpie z helikopterowego biznesu. Obecnie w służbie pozostaje ponad 500 wojskowych maszyn wyprodukowanych dotąd w Anglii. Służą 34 użytkownikom z 25 krajów.

– W tym biznesie nie da się spocząć na laurach – mówi Sean McElliott, szef programu AW101 w zakładach Leonardo. Start w przetargu na reprezentacyjne śmigłowce dla prezydenta USA zmusił firmę do radykalnego wzmocnienia konstrukcji, licznych usprawnień i wprowadzenia doskonalszej awioniki, aby sprostać wymaganiom Amerykanów.

Obecnie do kolejnego skoku technologicznego w dziedzinie zaawansowanych systemów poszukiwania rozbitków – z którego skorzystają wszystkie nowe wiropłaty – motywuje inżynierów z Yeovil zamówienie na ratownicze śmigłowce dla Norwegii.

Angielska robota

Podczas wizyty w kornwalijskich zakładach dziennikarze z Polski pytali, czy angielska firma z włoskim kapitałem nie ma problemów z negocjowaniem i zawieraniem zbrojeniowych kontraktów z brytyjskim MON. W Polsce trwa bowiem dyskusja, jak ograniczać rolę zagranicznych dostawców zaawansowanego uzbrojenia i utrzymać preferencje dla rodzimego przemysłu.

Simon P. Jones, wiceprezes Leonardo Helicopters ds. relacji z rządem, nie krył zdziwienia takim postawieniem sprawy. – Zakłady Leonardo, podobnie jak wszystkie inne firmy, ubiegając się o wojskowe zamówienia, muszą spełnić przede wszystkim techniczne wymagania wojskowych klientów. Trudno sobie też wyobrazić efektywną współpracę zbrojeniową, uwzględniającą interesy rodzimych producentów, bez dobrych relacji z Ministerstwem Obrony czy władzami cywilnymi kraju. Na wielu poziomach muszą przecież ciągle trwać konsultacje w sprawie kierunków rozwoju sprzętu i potrzeb mundurowych użytkowników, planowania modernizacji. Co najmniej kilkuset pracowników Leonardo oprócz 2,4 tys. fachowców zatrudnionych w samych zakładach Yeovil pracuje dla MON w jednostkach wojskowych: dbają na co dzień o sprawność helikopterów – podkreślał.

Podobieństw między firmami jest więcej i nie wynikają one bynajmniej z faktu, że wiropłatowe spółki należą do tego samego, włoskiego właściciela.

Ciszę zielonego kornwalijskiego zakątka, tak jak w polskiej fabryce, co chwila przerywa warkot śmigłowcowych łopat i turbinowych silników.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Biznes
Czasy są niepewne, firmy nadal mało inwestują
Biznes
Szpitale toną w długach, a koszty działania rosną
Biznes
Spółki muszą oszczędnie gospodarować wodą. Coraz większe problemy
Biznes
Spółka Rafała Brzoski idzie na miliard. InPost bliski rekordu
Materiał partnera
Przed nami jubileusz 10 lat w Polsce