Morscy eksperci nie mają wątpliwości: straciliśmy okazję do wynegocjowania korzystnej transakcji. Wspólne zakupy tak drogiej i skomplikowanej broni jak okręty podwodne wychodzą zdecydowanie taniej, gdy wytwórca uruchamia seryjną produkcję. Korzyści wynikają też z możliwości skierowania do własnych stoczni większej części offsetowych inwestycji czy zleceń serwisowych, z których rezygnują partnerzy.
Norweski zakup czterech okrętów w niemieckich stoczniach oznaczać może kolejną zwłokę w realizacji wartego ponad 10 mld zł polskiego podwodnego programu „Orka". Gdybyśmy się bowiem jednak zdecydowali na okręty U212 – produkt grupy stoczniowej ThyssenKrupp Marine Systems – musielibyśmy teraz poczekać w niemieckiej kolejce. Norweskie zamówienie skoordynowane będzie z zakupem dwóch jednostek tego samego typu dla Bundesmarine.
Modernizacyjny program „Orka", czyli zakup dla Marynarki Wojennej trzech nowoczesnych okrętów podwodnych, ma wzmocnić flotę wojenną RP w najbliższej dekadzie.
Potencjał odstraszania
Eksperci argumentują, że w obecnej sytuacji geopolitycznej trudno o skuteczniejszy morski oręż wykorzystujący sprzyjające warunki hydrologiczne Morza Bałtyckiego. Pojawienie się w polskim arsenale nowych okrętów podwodnych, wyposażonych w rakietową broń precyzyjnego rażenia, zmieni strategiczną sytuację nie tylko na Bałtyku, lecz także w całym regionie.
Ale inwestycje w podwodny oręż to zarazem ogromne, skomplikowane przedsięwzięcie przemysłowe, zwłaszcza w sytuacji, gdy rodzime stocznie nie mają żadnych doświadczeń technologicznych i produkcyjnych w tej dziedzinie.