Śladami Mila w świdnickim zagłębiu śmigłowców

Ponad pięćdziesiąt lat temu została uruchomiona seryjna produkcja śmigłowców Mi-2. Licencyjne maszyny zaprojektowane w słynnej rosyjskiej pracowni M.L.Mila, okazały się konstrukcją niezwykle udaną i tak wszechstronną, że wyprodukowano ich pond 5,5 tys. egzemplarzy, a wiele z nich jest używanych do dziś.

Aktualizacja: 16.05.2017 08:42 Publikacja: 16.05.2017 08:26

Foto: materiały prasowe

Zdaniem Miłosza Rusieckiego znawcy wiropłatów, maszyny Mi- 2 - pierwsze lekkie śmigłowce ze zdwojonym napędem turbowałowym należały na początku lat sześćdziesiątych do najnowocześniejszych konstrukcji na świecie. W samym Świdniku ich wprowadzenie dokonało prawdziwej technologicznej rewolucji. Nic dziwnego, że zasłużenie wśród ekspertów i użytkowników zyskały po półwieczu eksploatacji opinię „śmigłowców do wszystkiego”.

Pionierskie czasy

Od początku świdnickie Mi -2 trafiały przede wszystkim na rynek ZSRR, ale też kilkunastu innych krajów od Indonezji i Egiptu po Finlandię. W Polsce wykonywały zadania cywilne i wojskowe: były maszynami ratowniczymi, transportowymi, rolniczymi. W armii, z odpowiednimi środkami łączności na pokładzie, pełniły rolę mobilnych stanowisk dowodzenia. Uzbrajane w broń maszynową i pociski niekierowane, nawet wyrzutnie do minowania narzutowego, stawały się sprzętem na wskroś bojowym.

Jednak Mi -2 nie były pierwszymi helikopterami produkowanymi w lubelskiej firmie. Poprzedziły je budowane od połowy lat pięćdziesiątych wcześniejsze , licencyjne, zaprojektowane również w ZSRR, w słynnym biurze projektowym Michaiła L. Mila jednosilnikowe (z napędem tłokowymi), 4 osobowe, wielozadaniowe SM-1 (Mi-1) i rozwinięcie tej konstrukcji czyli SM-2.

To właśnie klasyczny i prosty w swojej konstrukcji SM-1 rozpoczynał w polskim wojsku erę śmigłowców - twierdzi Rusiecki. Maszyny były produkowane nie tylko dla LWP. Powstawały także w wersjach cywilnych: sanitarnej dźwigowej, czy szkolnej. Ogółem w PZL-Świdnik w latach 1956-65 wyprodukowano 1594 śmigłowce tego modelu pisze kronikarz „Świdnika” Andrzej Stachyra.

Tysiące śmigieł

Kiedy w zeszłym roku świętowano 65 lecie WSK PZL, na liczniku firmy było ponad 7,4 tys. wyprodukowanych śmigłowców . - Imponujący wynik – podkreśla Krzysztof Krystowski , wiceprezes Leonardo Helicopters. Przypomina jednak, że świdnickie „śmigła” nie zrodziły się na surowym korzeniu. To w Lublinie powstała jedna z pierwszych przed wojną spółek samolotowych – znane i cenione Polskie Zakłady Lotnicze. Spółka Plage i Leśkiewicz była jedną z ikon tamtego czasu i entuzjastycznego wówczas podejścia Polaków do awiacji. Fabryka w Świdniku przejęła tę schedę ( na początku zresztą także produkowała elementy samolotów) i zapisuje już od dekad własną kartę w regionalnej tradycji.

Należą do niej także śmigłowce Kania, jedna z wersji legendarnego Mi-2. Kanie powstały na przełomie lat 70 i 80 jako eksportowa wersja Mi-2. Zakłady w Świdniku aby pokonać ograniczenia starzejącej się już konstrukcji oraz przebić się na światowe rynki westernizowały licencyjny pierwowzór: powstał helikopter wyposażony w całkowicie nowe, produkowane w USA silniki i zachodnią awionikę. Kanie wprawdzie nie zrobiły międzynarodowej kariery, ale okazały się doskonałym sprzętem m. in. dla straży granicznej. Ostatnie egzemplarze Kani SG kupowała jeszcze w 2006 r.

Narodziny Sokoła

Po epoce radzieckich licencji, pierwszą rodzimą konstrukcją lubelskiej firmy, budowaną we współpracy (ale tym razem na równoprawnych partnerskich zasadach) z przyszłym potencjalnym odbiorcą ze Wschodu - okazały się dopiero śmigłowce W-3.

Mijają dekady a Sokoły ze Świdnika nie obniżają lotów. W armii służy nadal prawie 70 śmigłowców W-3, wiropłaty tej rodziny eksploatuje policja, są powietrznymi limuzynami państwowych VIP. Wykonują misje ratownicze ale też komercyjne - przeciwpożarowe i transportowe w Polsce i kilkunastu krajach na świecie.


Śmigłowiec W-3 powstawał w ramach Centralnego Programu Badawczo Rozwojowego w innej epoce, gdy dostępu do zachodnich technologii strzegło szczelne embargo. Tym większe należy się uznanie dziełu Stanisława Kamińskiego, głównemu konstruktorowi tego średniego helikoptera. To on na kolejne dekady wyznaczył pułap ambicji śmigłowcowych zakładów w Świdniku.

Odporny na warunki, przyjazny pilotom

Mieczysław Majewski prezes PZL, które są dziś elementem włoskiej grupy Leonardo Helicopters wspomina, że konstrukcja oblatana w drugiej połowie lat 80- tych zeszłego wieku mimo ówczesnych międzynarodowych ograniczeń była na wskroś nowoczesna. Jako jedna z pierwszych w Europie miała już w pełni kompozytowe łopaty. Pod wieloma względami, przede wszystkim osiągów, polski W-3 bił na głowę inne wiropłaty powstające na Wschodzie: latał szybciej i łatwiej osiągał rekordowe w tym czasie pułapy przelotów. Do dziś ma też cechę, która robi wrażenie na pilotach nie tylko polskich: łatwo go prowadzić – mówi Majewski. Inne zalety maszyny na co dzień doceniają zwyczajni użytkownicy: Sokół to wyjątkowo solidna, odporna konstrukcja, wszechstronnie przetestowana w swoim czasie w ekstremalnych, nawet syberyjskich warunkach. - Do tego nie przeładowana elektroniką, łatwa w obsłudze w warunkach polowych, dlatego ceniona w krajach trzeciego świata – dodaje Miłosz Rusiecki.

Z myślą o mundurowych i cywilnych klientach wciąż użytkujących ponad setkę sokołów w kraju i za granicą (m.in. w Czechach, Związku Myanmaru (Birmie), Hiszpanii, Ukrainie, Korei Południowej, Filipinach i Rosji), świdnicki zakład nie przestaje unowocześniać maszyny. Nowej mocy W-3 doda już wkrótce m.in. modernizacja głównego wirnika.

Drapieżny Głuszec

Przy masie własnej śmigłowca - 3900 kg i startowej 6400 kg, Sokoły są wyjątkowo uniwersalne. Już niemal trzecią dekadę wielozadaniowe zdolności helikopterów wykorzystują siły zbrojne RP. Uzbrojony wariant Sokoła W-3W wyposażony jest w dwulufową armatę automatyczną kalibru 23 mm oraz 4 punkty podwieszeń na których przenosić można zasobniki niekierowanych pocisków rakietowych różnego typu, zasobniki służące do minowania narzutowego oraz inne. Morska wersja śmigłowca – Anakonda, wyposażona w 6 pływaków i osprzęt wykorzystywany do morskiego ratownictwa jest od lat w służbie Marynarki Wojennej.W-3 Sokół może zabrać na pokład 10 w pełni wyposażonych żołnierzy desantu.

Armia dysponuje także 8 śmigłowcami  bojowymi W-3 w  wersji Głuszec. Ta maszyna jest efektem bliskiej współpracy PZL-Świdnik, polskich Sił Zbrojnych oraz warszawskiego Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych. – W rodzimych zakładach  powstała  konstrukcja,  łącząca cechy transportowca i wiele zalet szturmowca – doskonale nadająca się do ratownictwa bojowego, osłony zgrupowań własnych wojsk, konwojowania, uderzeniowych operacji prowadzonych pod osłoną lotnictwa, czy wsparcia misji helikopterów szturmowych  – mówi Bartosz Gowacki ekspert „Skrzydlatej Polski”.

Odpowiednio wyposażone, transportowe  Sokoły mają za sobą doświadczenia wojenne. Pomiędzy 2003 a 2008 rokiem W-3W Wojsk Lądowych używane były przez Polski Kontyngent Wojskowy w Iraku. Według planów MON śmigłowce W-3 mają pozostać na uzbrojeniu do 2026 r.

SW- 4, czyli najmłodszy w świdnickim gnieździe

Już od prawie dekady 24 najnowsze świdnickie konstrukcje - SW-4 „Puszczyk” służą do podstawowego i zaawansowanego szkolenia wojskowych pilotów. W dęblińskiej Szkole Orląt instruktorzy i słuchacze doceniają zasięg, łatwość w pilotażu maszyn, przestronną kabinę i doskonałą z niej widoczność. Nie jest tajemnicą, że mankamentem tej konstrukcji Świdnika pozostaje napęd. –Jeśli zakładamy przygotowanie SW-4 do trudniejszych misji, wymagałby on wzmocnienia – mówi Miłosz Rusiecki.

Wygoda podróżowania, spory udźwig i uniwersalność zastosowań to jednak ważny atut SW-4 w ocenie cywilnych użytkowników, nie tylko krajowych czy włoskich ale też biznesowych właścicieli z Brazylii, Korei Płd., Ukrainy czy Chin. Tam SW- 4 – wyróżniony w kraju promującym eksport godłem „Teraz Polska”, występuje w roli dyspozycyjnej , korporacyjnej limuzyny, a także transportowca do specjalnych zadań obserwacyjnych, przeciwpożarowych a nawet agrotechnicznych i sanitarnych.

Tekst powstał we współpracy z partnerem serwisu PZL-Świdnik: Rzecz o polskich śmigłowcach

Zdaniem Miłosza Rusieckiego znawcy wiropłatów, maszyny Mi- 2 - pierwsze lekkie śmigłowce ze zdwojonym napędem turbowałowym należały na początku lat sześćdziesiątych do najnowocześniejszych konstrukcji na świecie. W samym Świdniku ich wprowadzenie dokonało prawdziwej technologicznej rewolucji. Nic dziwnego, że zasłużenie wśród ekspertów i użytkowników zyskały po półwieczu eksploatacji opinię „śmigłowców do wszystkiego”.

Pionierskie czasy

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Biznes
Igor Lewenberg, właściciel Makrochemu: Niesłusznie objęto nas sankcjami
Biznes
Wojna rozpędziła zbrojeniówkę
Biznes
Standaryzacja raportowania pozafinansowego, czyli duże wyzwanie dla firm
Biznes
Lego mówi kalifornijskiej policji „dość”. Poszło o zdjęcia przestępców
Biznes
Rząd podjął decyzję w sprawie dyplomów MBA z Collegium Humanum