To były najbardziej oczekiwane słowa, które miały paść – i padły – podczas wizyty Donalda Trumpa w Polsce. Otoczony przez wiwatujący tłum oraz kluczowych przedstawicieli polskich władz i opozycji prezydent USA zapewnił o zobowiązaniach Stanów Zjednoczonych w ramach NATO. – Zwracając się do tych, którzy krytykują nasze stanowisko, chcę tylko powiedzieć, że USA zademonstrowały nie tylko poprzez słowa, ale też poprzez działania, że stajemy ramię w ramię, broniąc artykułu 5 (traktatu północnoatlantyckiego – red.) o wspólnym zobowiązaniu do wzajemnej obrony – mówi prezydent USA.
Przemówienie Trumpa na placu Krasińskich zapowiadano jako „programowe", dotyczące światowego bezpieczeństwa. Okazało się jednak, że było bardziej „historyczno-tożsamościowe". Trump, stawiając Polskę i jej historię jako przykład, narysował swoją wizję walki o przetrwanie Zachodu. – Fundamentalne pytanie naszych czasów brzmi: czy Zachód chce przeżyć? Czy jesteśmy przywiązani do naszych wartości, by walczyć o nie do samego końca? – pytał prezydent, wskazując, że bez tradycyjnych wartości Zachód nie przetrwa. Zagrożeniem dla Zachodu może być jego zdaniem nie tylko islamski ekstremizm, ale też rozrost biurokracji.
– W wystąpieniu prezydenta USA Donalda Trumpa na placu Krasińskich było bardzo dużo o polskim duchu i niezłomności, a oczekiwaliśmy, że usłyszymy więcej konkretów dotyczących bezpieczeństwa i polityki energetycznej – komentuje politolog prof. Bohdan Szklarski.
Deklaracja o respektowaniu art. 5, która padła w przemówieniu, zatrzymała falę krytyki opozycji po porannej konferencji prasowej z prezydentem Dudą, gdy w odpowiedzi na jedno z pytań Trump stwierdził, że nie rozmawiali o gwarancjach bezpieczeństwa.
– Dwa pierwsze przemówienia Trumpa w Polsce były absolutnie skoncentrowane na biznesie. Chciał jako komiwojażer sprzedać broń oraz gaz, swoje produkty i bogactwa narodowe – mówi „Rzeczpospolitej" Marek Migalski, politolog i były eurodeputowany PiS.