Ta decyzja nie przełoży się na poważne zyski dla Amerykanów, ale jej symboliczne znaczenie jest ogromne. W piątek Pekin po raz pierwszy zezwolił na import ryżu z USA, dla Azjatów najbardziej strategicznego surowca, jaki można sobie wyobrazić. Od przystąpienia kraju do WTO 17 lat temu, zboże nie było sprowadzane ze Stanów pod pozorem, że nie spełnia chińskich norm sanitarnych.
Xi Jinping mnoży jednak gesty dobrej woli wobec Białego Domu, bo rozpoczęta jeszcze w lutym przez Trumpa wojna handlowa okazała się największym wyzwaniem, jakiemu od objęcia władzy pięć lat temu musi stawić czoła chiński przywódca.
1 grudnia na szczycie G20 w Buenos Aires obaj prezydenci uzgodnili trzymiesięczne zawieszenie broni w nadziei, że w tym czasie uda się zawrzeć porozumienie o nowych zasadach współpracy. Ale już od 1 stycznia Pekin jednostronnie obniży lub zniesie cła na 700 produktów sprowadzanych z USA. W zamian Amerykanie zgodzili się jedynie na wznowienie rozmów: w połowie stycznia do Pekinu przyjedzie delegacja pod kierunkiem zastępcy sekretarza handlu Jeffreya Gerrisha.
Ukryty dług
Z takiego rozwoju wypadków Waszyngton zdaje się być zawodowolony. „Właśnie miałem długą i bardzo dobrą rozmowę telefoniczną z prezydentem Chin. Zbliżamy się bardzo skutecznie do porozumienia. Jeśli go się uda osiągnąć, będzie to umowa całościowa, obejmująca wszystkie tematy, obszary i punkty sporne. Robimy wielki postęp”– napisał w sobotę na Twitterze Trump.
Dlaczego Xi idzie na ustępstwa? – Od reform Deng Xiaopinga 40 lat temu funkcjonuje niepisana zasada, zgodnie z którą partia komunistyczna zapewnia ludności stałą, szybką poprawę warunków życia w zamian za prawo do utrzymywania monopolu władzy. Ten układ jest teraz zagrożony – mówi „Rz” François Godement, ekspert ECFR w Paryżu.