Uchwalony pakiet wierzycielski Morawieckiego pokazuje, że przedsiębiorcom można zapewniać więcej wolności, zwłaszcza od sądowych rygorów i opieszałości. Przewidziane w nim udrożnienie pozwów zbiorowych, choć oczekiwane, nie usprawni jednak zasadniczo dochodzenia należności, bo to zaledwie promil spraw sądowych.
Większe nadzieje można wiązać ze wzmocnieniem sądowych zakazów na czas procesu, np. obowiązkiem wpisywania do ksiąg wieczystych zakazów zbywania nieruchomości, bo powinny one ograniczyć grę w kotka i myszkę dłużników z sądami i wierzycielami. To, co jednak najbardziej zwraca uwagę, to podwyższenie z 10 tys. zł do 20 tys. zł granicy sporu, który sąd rozpozna w uproszczonym postępowaniu.
Co ciekawe, kiedy sąd uzna, że ścisłe udowodnienie wysokości żądania jest niemożliwe lub nader utrudnione, może zasądzić odpowiednią sumę według własnej oceny, po rozważeniu okoliczności sprawy. A więc kierować się ogólnym oglądem sprawy i zdrowym rozsądkiem. Nie jest konieczne ściśłe wykazanie szkody co do złotówki. Takie zasady stosowane są też w zasądzaniu zadośćuczynienia za szkody na zdrowiu czy ciele, których też dokładnie nie da się wyliczyć.
Wniosek sam się wykłada. Jeżeli ten uproszczony i odformalizowany sposób ustalania odszkodowania Sejm jednym ruchem rozszerzył na setki tysięcy nowych spraw, to dlaczego nie przesunąć tej granicy np. do 50 tys. zł? Zwłaszcza w sprawach gospodarczych, gdy z pewnością lepiej dzisiaj odzyskać 80 proc. zaległej należności i zainwestować, niż 100 proc., ale za kilka lat, gdyż tyle trwają w Polsce procesy.
Rząd przymierza się też do usprawnienia spraw gospodarczych, a głównym celem ma być ich przyśpieszenie. Czy nie warto zatem sięgnąć do tej uproszczonej i sprawdzonej metody rozpoznawania spraw, która może oszczędzić przedsiębiorcom sadowej mordęgi, i pozwoli im skupić się na biznesie?