Skąd biorą się określenia w rodzaju „polski obóz koncentracyjny", „polski obóz zagłady", zwłaszcza w prasie niemieckiej, i jak z nimi walczyć – o tym wczoraj dyskutowali uczestnicy konferencji „Prawda historyczna a odpowiedzialność prawna" zorganizowanej przez IPN, Instytut Allerhanda oraz Stowarzyszenia Patria Nostra oraz Kancelarię Lech Obara i Współpracownicy z Olsztyna.
Stowarzyszenie i kancelaria prowadziły precedensowe sprawy przeciwko niemieckim mediom za zniekształcanie pamięci o zbrodniach popełnionych podczas drugiej wojny światowej. I tylko jedna z trzech prawomocnie zakończonych spraw była sukcesem. Polskie sądy ostrożnie bowiem podchodziły do takich pozwów. Dopiero krakowski Sąd Apelacyjny nakazał niemieckiej telewizji ZDF przeprosić Karola Tonderę, byłego więźnia Auschwitz, za nazwanie obozów zagłady polskimi. Stacja przeprosiła na swojej stronie internetowej, choć strona polska uważa, że nie wypełniła w pełni wyroku. Sąd jednak w tej sprawie uznał, że nierzetelne publikacje mogą naruszać dobra osobiste.
– Nie budzi już wątpliwości, że „poczucie tożsamości narodowej" jest takim dobrem, i żądający ochrony nie musiał być więźniem konkretnego obozu niemieckiego, ani w ogóle więźniem niemieckim – wyjaśniał Filip Rakiewicz, prawnik z Poznania, śledzący ewolucję polskich sądów.
Profesor Izabela Lewandowska-Malec z Uniwersytetu Jagiellońskiego zwróciła uwagę, że w pierwszych latach po wojnie określenie „polskie obozy" miało jedynie znaczenie geograficzne.
– Nie nadawano mu konotacji sugerujących współodpowiedzialność Polaków. Sprawiła to dopiero polityka historyczna w Niemczech i polskie zaniedbania w „wojnie o narrację historyczną"– mówiła.