Mieszkanka Ełku pośliznęła się na nieodśnieżonym chodniku, przewróciła i złamała nogę. Był to chodnik miejski. Wystąpiła więc do urzędu miasta o odszkodowanie, żądała 15 tys. zł. Przez dziesięć miesięcy poruszała się o kulach. Przez kilka miesięcy wymagała opieki innych osób i nie mogła pracować.
Pieniądze za nogę
Miasto odesłano ją do towarzystwa ubezpieczeniowego, w którym wykupiło ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej. Towarzystwo odmówiło wypłaty pieniędzy. Tłumaczyło, że to nierealne, by firma odpowiedzialna za odśnieżanie zajęła się w jednym czasie odśnieżaniem wszystkich dróg i chodników. Nie dysponuje ona bowiem ani wystarczającą liczbą pracowników, ani sprzętem.
W tym konkretnym wypadku chodnik, na którym doszło do zdarzenia, należy do pierwszej sfery odśnieżania. Oznacza to, że chodnik powinien być odśnieżony i posypywany piaskiem w ciągu czterech godzin od ustania opadów śniegu.
Ostatnie opady śniegu miały miejsce 24 stycznia o godzinie 16.30, potem jednak padał deszcz i postała gołoledź. Chodnik został posypany solą ok. godz. 3 w nocy.
Towarzystwo uważało też, że poszkodowana przyczyniła się do wypadku. Powinna mieć świadomość, że w okresie zimowym chodniki są śliskie i w związku z tym trzeba się poruszać ostrożnie.