Sejm w czwartek uchwalił trzecią już transzę zmian deregulacyjnych. Łatwiej będzie zostać m.in. tłumaczem przysięgłym. Kandydatom wystarczy licencjat zamiast – jak dotychczas – tytułu magistra. Z kolei makler papierów wartościowych lub doradca inwestycyjny nie będzie musiał zdawać egzaminu, jeśli ukończy studia wyższe prowadzone zgodnie z umową zawartą między uczelnią a Komisją Nadzoru Finansowego.
Obniżanie standardów
Przeciw takim zapisom protestował m.in. Związek Maklerów i Doradców. Podkreślał, iż ukończenie studiów nie jest równoznaczne z przygotowaniem do zawodu. Z kolei Bałtyckie Stowarzyszenie Tłumaczy krytykuje obniżanie kryteriów wykształcenia.
– To kolejny etap zmian, które mają odblokować gospodarkę i stworzyć nowe miejsca pracy. Na razie efekty są dalekie od oczekiwań – mówi prawnik Marcin Malinowski.
Brak efektów
Pierwsza transza deregulacji z początku 2014 r. objęła m.in. pośredników w obrocie nieruchomościami. Zniesienie licencji nie wpłynęło jednak na spadek cen. Zmiany dotyczyły też ochroniarzy, detektywów i pilotów wycieczek. Ci ostatni nie muszą już zdawać egzaminu, ale Polska Izba Turystyki poleca zatrudnianie pilotów z certyfikatem.
10 sierpnia minie rok od wejścia w życie drugiej transzy deregulacji, dotyczącej m.in. zawodu księgowego i doradcy podatkowego. Praktyki zawodowe doradców zostały skrócone z dwóch lat do sześciu miesięcy. Księgowi nie potrzebują już certyfikatu Ministerstwa Finansów. Z badania przeprowadzonego przez portal Księgowi Przyszłości wynika, że ok. 10 proc. biur rachunkowych nie ma żadnego certyfikatu, ale ceny usług raczej nie spadły. Za to 34 proc. badanych spotkało się z niekompetencją księgowych.