Publikowanie zdjęć drogiego auta, jachtu czy z egzotycznej wycieczki może mieć konsekwencje podatkowe. Urzędy skarbowe coraz częściej przeglądają sieć w poszukiwaniu ukrywanego przed nimi majątku. I demaskują dłużników, którzy nie płacą podatku, bo twierdzą, że nie mają z czego. Tymczasem na popularnych portalach obnoszą się z bogactwem lub ogłaszają, że sprzedają cenne rzeczy. Dla fiskusa może to być pretekst do wszczęcia egzekucji i zajęcia majątku.
Taką praktykę podległych mu służb potwierdza wiceminister finansów Marian Banaś. Skarbówka zaczyna poszukiwania od własnej bazy danych. Sprawdza też informacje o miejscu zatrudnienia lub kontach bankowych.
Zgubne skutki lansu
Jeśli jednak to nic nie da, fiskus sięga po informacje ogólnie dostępne w internecie, w tym na portalach społecznościowych. Co z tego wynika? Dłużnicy sami podają do wiadomości publicznej informacje, które ukrywają przed fiskusem.
–To podstawa do konfrontacji z oświadczeniem o braku majątku – mówi Radosław Hancewicz z Izby Administracji Skarbowej w Białymstoku.
Małgorzata Spychała-Szuszczyńska z poznańskiej izby wylicza, że dłużnicy chwalą się zdjęciami domów letniskowych, samochodów, motocykli czy jachtów. Z kolei na portale ogłoszeniowe lub aukcyjne wrzucają oferty sprzedaży nieruchomości lub dzieł sztuki. Zdarza się też, że ujawniają w sieci inne miejsce zamieszkania, o którym skarbówka wcześniej nie wiedziała. To wskazówka, gdzie szukać rzeczy, które mogą być zajęte na poczet długu.