Sprawa niepolityczna
Dlatego właśnie w 2014 r. powołano ekspercką komisję kodyfikacyjną, która miała przygotować zupełnie nowy akt prawny. Wprawdzie rozporządzenie tworzące ten zespół podpisała premier Ewa Kopacz z PO, ale kolejne rządy PiS nie odcięły się od pomysłu poprzedników i tolerowały działanie komisji.
Mało tego, niektóre nowinki szykowane przez komisję włączano do dzisiejszej ordynacji z inicjatywy kolejnych ministrów finansów. Tak stało się np. z klauzulą obejścia prawa czy z procedurą współpracy z dużymi podatnikami.
O tym, że rząd poważnie traktował ten projekt, świadczy też przyjęcie go wiosną 2019 r. i skierowanie do Sejmu. Niestety, posłowie już nie zdążyli go uchwalić. Nowa ordynacja miała liczyć niemal 800 artykułów i zmienić 163 inne akty prawne. Na takie duże zmiany nie starczyło czasu w kończącej się jesienią kadencji.
Potem rząd i resort finansów praktycznie przestały się interesować projektem. Jeszcze w grudniu 2019 r. MF twierdziło, że projekt „wymaga szczegółowego przeglądu, m.in. pod kątem jego aktualności w świetle niedawno uchwalonych zmian do obowiązujących przepisów oraz konieczności zapewnienia odpowiedniego okresu vacatio legis".
Elektronika przeszkodą?
Dziś też projekt nie ma szans na szybkie uchwalenie. Zapytane o to przed kilkoma dniami Ministerstwo Finansów twierdzi, że „nie jest rekomendowane dokonywanie przeglądu projektu nowej ordynacji podatkowej przed zakończeniem prac nad rządowym projektem ustawy o doręczeniach elektronicznych". Według resortu ta ostatnia ustawa „w istotnym stopniu wpłynie na zawartość merytoryczną projektu".
– To osobliwe tłumaczenie – ocenia prof. Leonard Etel, który kierował pracami komisji kodyfikacyjnej. Przyznaje, , że komisja sama sugerowała uchwalenie nowych przepisów o elektronicznej komunikacji urząd–obywatel. – Ale te sprawy łączą się zaledwie z kilkoma artykułami na niemal 800, które liczył projekt – zauważa prof. Etel.