Polska-Szwecja. Rywale umieją stawiać zasieki

Tylko zwycięstwo nad Szwedami da Polakom awans do jednej ósmej finału. Podopieczni Paulo Sousy zagrają z najnudniejszą drużyną turnieju.

Aktualizacja: 01.09.2021 23:48 Publikacja: 21.06.2021 19:00

Alexander Isak podczas remisowego meczu z Hiszpanią w Sewilli

Alexander Isak podczas remisowego meczu z Hiszpanią w Sewilli

Foto: AFP

Tak zespół trenera Janne Anderssona nazywają sami Szwedzi, a konkretnie gazeta „Aftonbladet". Dziennikarze dodają jednak, że „wykpiwana przez całą Europę drużyna może za chwilę wygrać grupę".

Nasi środowi rywale awans do kolejnej rundy mają na wyciągnięcie ręki, bo zdobyli w dwóch meczach cztery punkty – zremisowali z Hiszpanami i pokonali Słowaków – ale strzelili tylko jednego gola. Martina Dubravkę z rzutu karnego w tym drugim meczu pokonał Emil Forsberg. Szwedzi są reprezentacją, która po dwóch kolejkach ma najmniej podań (648) i wygranych pojedynków (73), tylko piłkarze dwóch drużyn uderzali na bramkę rywali rzadziej, a żaden inny zespół nie posiadał piłki krócej (30 proc.).

– Piłka nożna jest sportem, gdzie najważniejsze jest zdobywanie punktów – uważa obrońca Mikael Lustig. – Każdy chce grać ofensywnie, ale sukces można odnosić na różne sposoby. My w drugiej połowie meczu ze Słowakami także pokazaliśmy, że umiemy odnaleźć się w ataku.

Nie zmienia to faktu, że główną bronią Szwedów jest obrona. Wygrali dzięki niej sześć z siedmiu tegorocznych meczów, a Robin Olsen piłkę z bramki wyciągnął tylko raz, kiedy w ostatnim sparingu przed turniejem pokonali go Ormianie.

Szwedzi stawiają na piłkę ostrożną, wolą raczej wypatrywać błędów rywali niż nadawać ton wydarzeniom.

Rok temu podczas Ligi Narodów spróbowali zagrać z Francuzami i Portugalczykami ofensywnie, a później sami przepraszali za naiwność. Faworyci obnażyli wady szwedzkich obrońców, za co zespół zapłacił spadkiem do niższej dywizji.

Janne Andersson stworzył monolit z piłkarzy średniej klasy, czyli zrobił ze szwedzką reprezentacją to samo, czego dokonał z IFK Norrkoeping, które kilka lat temu przemienił z ligowego przeciętniaka w mistrza kraju.

Trener jest liderem zespołu i jedną z jego najbarwniejszych postaci. Wychowuje zawodników nie tylko na boisku. Wszyscy pamiętają, jak po wygranym barażu z Włochami o awans na poprzedni mundial zbierał śmieci w szatni. – Powinniśmy się zachowywać właściwie zarówno wtedy, kiedy zwyciężamy, jak i gdy przegrywamy – wyjaśniał.

Niewykluczone, że odetchnął, kiedy kontuzji doznał Zlatan Ibrahimović. Gwiazdor zawsze był większy niż drużyna narodowa, ale nigdy nie poprowadził jej do wielkiego sukcesu. Szczytem jego reprezentacyjnej kariery były ćwierćfinał mistrzostw Europy (2004) i jedna ósma finału mundialu (2006).

Później przyszły lata chude. Szwedzi przez dwanaście lat nie umieli wyjść z grupy na wielkim turnieju, aż Ibrahimović zrezygnował z występów w kadrze. Zespół miał stać się bez niego sierotą, ale odżył. Ostatni mundial zakończył w ćwierćfinale. Gwiazdorowi zdarzało się publicznie krytykować selekcjonera. Kiedyś jedną z decyzji kadrowych Anderssona ocenił jako „pieprzony żart". Jednak gdy oznajmił, że chce wrócić do reprezentacji, dostał szansę i napisał na Twitterze: „Powrót króla". Zatrzymała go kontuzja kolana.

Dziś Szwedzi mają nowego Ibrahimovicia, czyli Alexandra Isaka. Jest tyczkowaty (192 cm, 73 kg), ale jednocześnie imponuje sprawnością i czuje drybling. Strzelił dla Realu Sociedad w ostatnim sezonie aż 17 goli.

Urodzony w Solnie syn imigrantów z Erytrei mógł być katem Hiszpanów, ale brakowało mu skuteczności. Poniżej oczekiwań gra też jego partner z ataku Marcus Berg. Niewykluczone, że mecz z Polakami w pierwszym składzie rozpocznie Robin Quaison.

Piłkarz Mainz na razie przykuł uwagę nie grą, tylko getrami. Są ciasne, a on boi się skurczów, więc naciąga je tak mocno, że pękają. Dziura w skarpecie sprawiła, że sędzia techniczny podczas meczu ze Słowakami nie chciał wpuścić go na boisko.

Tematem w Szwecji są nie tylko getry, ale także – to już sprawa poważniejsza – fryzjer. Konkretnie trzech, którzy między pierwszym i drugim meczem grupowym pojawili się na zgrupowaniu, żeby zadbać o fryzury i brody piłkarzy. Wybuchł skandal, bo choć podobno fryzjerzy zostali dokładnie przebadani, to działacze podjęli ryzyko w sytuacji, gdy tuż przed turniejem na koronawirusa zachorowali Dejan Kulusevski i Mattias Svanberg (ten pierwszy może już zagrać z Polakami).

Nasi piłkarze środowego meczu wypatrują ze spokojem, pomimo informacji o kontuzji Jakuba Modera (ma spuchnięte kolano, przejdzie szczegółowe badania). – Szwedzi zawsze byli mocni, ale kiedy grałem z nimi po raz ostatni, jeszcze w młodzieżówce, wygraliśmy 1:0. Mam nadzieję, że teraz to powtórzymy – mówi Tymoteusz Puchacz.

Pewni siebie są także Szwedzi. „Aftonbladet" w dniu otwarcia Euro 2020 wołał z okładki: „Jedziemy po złoto". Mistrzostwo Europy jako cel wskazała większość piłkarzy, a Isak wypalił: – Jeśli nie wierzymy w tytuł, to nie mamy żadnego powodu, żeby tu być.

Tak zespół trenera Janne Anderssona nazywają sami Szwedzi, a konkretnie gazeta „Aftonbladet". Dziennikarze dodają jednak, że „wykpiwana przez całą Europę drużyna może za chwilę wygrać grupę".

Nasi środowi rywale awans do kolejnej rundy mają na wyciągnięcie ręki, bo zdobyli w dwóch meczach cztery punkty – zremisowali z Hiszpanami i pokonali Słowaków – ale strzelili tylko jednego gola. Martina Dubravkę z rzutu karnego w tym drugim meczu pokonał Emil Forsberg. Szwedzi są reprezentacją, która po dwóch kolejkach ma najmniej podań (648) i wygranych pojedynków (73), tylko piłkarze dwóch drużyn uderzali na bramkę rywali rzadziej, a żaden inny zespół nie posiadał piłki krócej (30 proc.).

Pozostało 85% artykułu
Polskie Orły
Robert Lewandowski: Obsesja doskonałości
Polskie Orły
Zawodnicy będą mieli głos
Polskie Orły
To sport musi wyjść z ofertą
Polskie Orły
Kojarzeni z sukcesem
Polskie Orły
Adam Małysz: Potrzebujemy idei, nowego systemu