Można powiedzieć, że sprawiedliwości stanie się zadość. Tomasz Iwan miał pojechać na mundial już 16 lat temu, kiedy drużyna Jerzego Engela wywalczyła awans jako pierwsza z Europy. Nie pojechał i z tego powodu zakończył reprezentacyjną karierę w wieku 31 lat. Teraz los i PZPN wynagrodzą mu to, co zabrały w 2002 roku. Wreszcie poczuje atmosferę wielkiego turnieju, będzie ważną częścią reprezentacji.
To jedna z największych zagadek w polskim futbolu ostatnich lat. Kto i dlaczego tak naprawdę zdecydował o skreśleniu Iwana z listy piłkarzy powołanych na mistrzostwa świata w Korei i Japonii? Przez lata winą obciążano selekcjonera Engela, bo przecież to on koniec końców firmował tę decyzję swoim nazwiskiem i podpisał się pod powołaniami.
Trener zaczął jednak twierdzić, że to nie była jego samodzielna decyzja, więcej nawet, że został do skreślenia Iwana zmuszony. Nie powiedział jednak, kto wymógł na nim tę decyzję, nie wskazał nikogo palcem. Powiedział jedynie, że między nim a prezydium związku odbyła się długa i nieprzyjemna dyskusja na temat piłkarza. Chętnych do wzięcia na siebie odpowiedzialności nie widać. Zapewne, gdyby reprezentacja zagrała w turnieju lepiej, dziś mało kto by do tej sprawy wracał. Teraz można się zastanawiać, jaka atmosfera panowałaby wewnątrz drużyny, gdyby jeden z najważniejszych jej piłkarzy do Korei jednak poleciał.
- Pominięcie przy powołaniach Tomasza Iwana było jednym z elementów, które zaważyły na wyniku. Selekcjoner dał się wciągnąć w intrygę Rady Trenerów PZPN. Zapewne były na niego naciski i dlatego skreślił go z listy. Tomek był bardzo pozytywną postacią. Można było jego, tak jak wracającego po kontuzji Bartka Karwana, zabrać na zgrupowanie i najwyżej po tygodniu treningów odesłać do domu – mówi „Rz" Jerzy Dudek.
Co mówi o pominięciu przy powołaniach sam zainteresowany? W jednym z wywiadów twierdził, że głośno zwracał uwagę na sprzedawanie praw wizerunkowych bez wiedzy i zgody zawodników reprezentacji. Jego usunięcie z kadry miałoby być sygnałem ostrzegawczym dla innych. Wcześniej nie spodziewał się, że może zostać pominięty, co więcej – otrzymał nawet kartkę z rozpisanym planem treningowym.