Najlepsze danie na świecie

Kajetan Kajetanowicz: O eksplozji adrenaliny na starcie odcinka specjalnego, rajdach – sporcie brutalnym, czasem bezlitosnym, i o wyzwaniach w mistrzostwach świata.

Publikacja: 16.05.2019 22:00

Najlepsze danie na świecie

Foto: materiały prasowe

Rajdy to pasja, przygoda, sposób na życie?

Sposób na życie. Kiedyś podchodziłem do nich czysto młodzieńczo i z ułańską fantazją. Na początku ciekawiły, potem zaczęły fascynować, ale nadal była to fascynacja młodzieńcza, mało odpowiedzialna. Teraz jest to już sposób na życie, czyli przede wszystkim odpowiedzialność, ale także pasja i spełnienie marzeń. Zdaję sobie sprawę, jak wielkie to przedsięwzięcie, na przykład wylot na Rajd Argentyny. Organizujemy to sami, w porównaniu z dużymi zespołami fabrycznymi mamy niewielkie doświadczenie – prawie żadne w mistrzostwach świata – ale już w pierwszym sezonie możemy nawiązać walkę i liczyć się w naprawdę mocnej rywalizacji.

Wyobraża pan sobie życie bez rajdów?

Wiele razy zastanawiałem się nad tym, ale nie widzę niczego, co mogłoby je zastąpić. Byłbym nieznośny dla rodziny, gdyby zabrakło mi rajdów, gdybym nie mógł usiąść za kierownicą i poczuć tego, co czuję, walcząc i rywalizując o każdą sekundę.

Co pana zafascynowało?

Na początku dziecinnie proste rzeczy, jak głośny samochód, kolory, prędkość. Faceci w kombinezonach z naszywkami sponsorów – taki pełny profesjonalizm, do którego zawsze chciałem dążyć. To był początek mojej rajdowej przygody. Oczywiście na samym początku to wyglądało bardzo amatorsko. Nie było mnie stać na to, żeby wystartować porządnym sprzętem – nawet takim jak fiat 126p, którym miałem okazję startować raz, może dwa razy w roku. Pierwszy rajd to już wypadek i odbudowywanie auta przez wiele miesięcy, ale to mnie nie zatrzymywało, lecz wręcz napędzało. Trudne rzeczy mnie motywują. Bardzo nie lubię porażek i mobilizuję się w ten sposób, że staram się je przekuć w sukces. Chodzi o ciężką pracę, zaangażowanie, jeszcze większą determinację.

Kiedy zorientował się pan, że młodzieńcza fascynacja może się stać sposobem na życie?

Bardzo długo nie miałem sygnałów, że to może być moja praca, moje zajęcie. Mówię o sygnałach w postaci stabilnej sytuacji budżetowej, bo jest to bardzo drogi sport, a selekcja mocna i brutalna. Mamy dużo młodych kierowców, którzy nie mieli i nie będą mieli okazji, żeby ich talent mógł się ujawnić. Kiedy byłem młodym chłopakiem, oczywiście bardzo chciałem osiągnąć sukces, marzyłem, ale te marzenia były stopniowe i na początku zrównoważone. Chciałem wystartować w jednym rajdzie z Leszkiem Kuzajem, potem chciałem wygrać z nim odcinek, potem pojechać w mistrzostwach Polski, wygrać rajd, zdobyć tytuł. Kiedy o nich marzyłem, to te rzeczy wydawały się mało realne, a mimo to udawało się je osiągać. Na pewno warto marzyć, ciężko pracować i dążyć do realizacji celów, nawet jeśli czasami są one bardzo daleko. Z drugiej strony te marzenia nie mogą być zbyt wybujałe na daną chwilę, bo jednak musimy zdawać sobie sprawę z możliwości.

Wspomniał pan o odpowiedzialności. Czy w ślad za nią idzie presja?

Kiedyś była mniejsza, chociaż największą buduję sam w sobie. W tej chwili jest oczywiście większa z racji skali przedsięwzięcia i zaufania, którym zostałem obdarzony. Nazwijmy to po imieniu, z racji dużych pieniędzy, które są potrzebne, żeby startować w rajdach na takim poziomie. Jeśli chodzi o samą jazdę, to bez względu na rangę rajdu zawsze chcę pojechać jak najlepiej. Oczywiście nie wszystko od nas zależy, to jest brutalny sport i czasami bezlitosny. Często pracujemy przez wiele tygodni czy miesięcy, wielu ludzi przygotowuje się do startu, wydawane są ogromne pieniądze, a awarii ulega część, która kosztuje kilka euro. Trzeba umieć to sobie wytłumaczyć i mieć tego świadomość, wówczas łatwiej pogodzić się z taką sytuacją i wykorzystać porażkę jako paliwo do tego, żeby jeszcze lepiej i mocniej się rozpędzić.

Co w rajdowej jeździe daje największą frajdę?

Moment, w którym zapala się zielone światło na starcie odcinka specjalnego. Tego stanu nie da się z niczym porównać, chociaż robiłem już różne, czasami ekstremalne, rzeczy w życiu. Nie chodzi o sam wyrzut adrenaliny – mimo że eksplozja jest naprawdę ogromna – ale też o strategię, planowanie przejazdu i poczucie odpowiedzialności. Ta presja napędza mnie pozytywnie. Jeśli wszystko ma odpowiednie proporcje, to stanowi mieszankę, która jest najlepszym daniem na świecie.

A co jest największym wyzwaniem?

Dla mnie, także jako szefa zespołu, największym wyzwaniem jest takie zorganizowanie czasu, żeby przygotować się jak najlepiej od strony sportowej. Gdybym nie musiał prowadzić zespołu i poświęciłbym ten czas na doskonalenie swojej jazdy, to byłbym jeszcze szybszym, jeszcze lepszym kierowcą. Nie można jednak mieć wszystkiego, a ponadto może te proporcje są właściwe, może gdybym miał więcej czasu na przygotowania, to wcale bym go dobrze nie spożytkował.

Jest pan świadomy niebezpieczeństw?

Tak, ale nie mogę o tym myśleć podczas jazdy. Założyłem jednak rodzinę i staram się być odpowiedzialny. Oczywiście ktoś spyta, jak mogę być odpowiedzialny, pędząc poślizgami samochodem pomiędzy drzewami z prędkością 180 km/h. Każdy ma inne poczucie odpowiedzialności, ja wariatem nie jestem. Jeśli chodzi o strach, to bardziej boję się o rodzinę i o to, co by było, gdyby miało mnie zabraknąć. Na tyle, na ile mogłem, zabezpieczyłem sprawy pod kątem formalnym. Są inne dyscypliny czy dziedziny życia, w których też wykonujemy niebezpieczne zajęcia. Zaakceptowałem to już dawno temu, moi rodzice trochę później, moja partnerka, wiążąc się ze mną, też to zaakceptowała. Podczas przygotowań do rajdu ciężko pracuję nad zminimalizowaniem ryzyka, ale nie jestem w stanie całkowicie go wyeliminować.

Jak powinna wyglądać współpraca między kierowcą i pilotem? Czy są to relacje wyłącznie zawodowe?

Klimat musi być dobry, musi być pełne zaufanie. Jeśli lubimy się i szanujemy jako ludzie, to na pewno da się pojechać szybciej, więc to także jest ważne. Nie musimy spotykać się poza pracą – i tak spędzamy dużo czasu razem. Na pewno każdy z nas musi mieć świadomość odpowiedzialności za drugiego, musi też być tolerancyjny – nikt inny nie jest w stanie zrozumieć, co kierowca czy pilot czują w samochodzie, ścigając się o ułamki sekund. Zdarza się, że przyjeżdżamy na metę odcinka specjalnego, po ostrej walce, spoglądamy na siebie i zaczynamy się uśmiechać czy nawet śmiać na głos, bo mamy świadomość, że właśnie wróciliśmy z dalekiej podróży. Im lepsza atmosfera między kierowcą i pilotem, tym lepsze wyniki. Ma to wpływ na koncentrację, a ona jest kluczowa. Przepraszam, że porównam to do futbolu, ale jeśli my popełnimy błąd, to nie jest tak, że nie trafiamy w bramkę, tylko wypadamy z drogi i najczęściej to jest koniec rajdu. Na boisku po prostu wznawiają grę i nic wielkiego się nie dzieje. Nasze błędy więcej kosztują, więc zaufanie i koncentracja są istotniejsze.

Czy mistrzostwa świata to początek następnego rozdziału?

Nie ma nic lepszego i mocniejszego niż mistrzostwa świata. Mam nadzieję, że dłużej tu zabawimy. Im więcej startuję, tym bardziej wiem, że nic nie wiem. Zdaję sobie sprawę, ile mi jeszcze brakuje doświadczenia i jak to jest ważne. Chcę się przygotowywać jak najlepiej do pierwszych startów w danych rajdach, dobrze wyjść z walki, która jest nierówna ze względu na dysproporcje w doświadczeniu. Staram się dążyć do tego, żeby wygrywać nie tylko odcinki specjalne, ale też rajdy i może w przyszłości nawet coś więcej.

Jak bardzo wzrósł poziom trudności w porównaniu ze startami w Polsce i w mistrzostwach Europy?

Oczywiście wzrósł, ale nie można powiedzieć zdecydowanie, że odcinki specjalne z mistrzostw Europy – czy nawet niektóre z Polski – są znacznie łatwiejsze niż w mistrzostwach świata. Podstawowa różnica polega na długości: teraz rajdy, odcinki specjalne, etapy są po prostu dłuższe. Jednocześnie mamy tyle samo czasu na przygotowania, doba wciąż ma 24 godziny. Trzeba zadbać o regenerację i kondycję. Musisz opisać więcej odcinków specjalnych w tak samo krótkim czasie. Oczywiście konkurencja to teraz absolutnie czołowi, najszybsi kierowcy. Nie dość, że mają doświadczenie, to jeszcze bardzo duże umiejętności.

Jakie cechy musi mieć dobry kierowca rajdowy?

Musi być ogólnie wysportowany, mieć dobrą wydolność, koordynację, refleks. Musi mieć nie tylko dobry wzrok, ale także wiedzieć, jak i gdzie patrzeć. Psychicznie musi być przygotowany na trudne sytuacje. Trzeba utrzymywać koncentrację przy wysokim tętnie, i to bezustannie, przez dłuższy czas. Nie ma wielu dyscyplin sportu, w których trzeba być skoncentrowanym przez kilkadziesiąt minut, a po kilkudziesięciu minutach przerwy znów na kolejne kilkadziesiąt – i tak przez trzy, cztery dni. Sądzę też, że w dzisiejszych czasach mistrzowie w rajdach czy wyścigach to są naprawdę inteligentni ludzie. Trzeba być bardzo dobrze poukładanym. Ważne jest nie tylko przygotowanie fizyczne, ale też umiejętność rozwiązywania problemów na bieżąco, dopasowywanie się do sytuacji. Trzeba być psychologiem dla samego siebie.

Co w rajdach pana irytuje?

Oczywiście pewne rzeczy mnie denerwują, ale nie ma niczego, co mogłoby mnie zniechęcić. To raczej drobne, poboczne sprawy, niemające większego wpływu na moje nastawienie do rajdów. Trudna jest czasami bezradność, kwestie niezależne ode mnie. Staram się skupiać na tym, co sam mogę zrobić. Nie szukam problemów, a jeśli już jakieś się pojawiają, to trzeba je rozwiązywać – jeśli zaś nie mamy na nie wpływu, to nie frustrujmy się tym, tylko starajmy się prostować drogę, zamiast zaostrzać zakręty.

Jak pan świętuje sukcesy, ma pan swoje rytuały?

Jakieś oczywiście są, ale ostatnio zauważyłem coś, co może nie jest niepokojące, ale muszę nad tym popracować. Nie potrafię długo cieszyć się z sukcesu, chociaż w sumie nie wiem, jak długo trzeba się cieszyć – nie ma tego w żadnym regulaminie! Staram się doceniać sukces, ale od razu po rajdzie myślę o kolejnym, o tym, co można było zrobić lepiej, co poszło nie tak. Można wygrać i nie być zadowolonym z siebie czy zespołu, a cieszyć się po zajęciu trzeciego czy nawet piątego miejsca, jeśli wydarzyło się to z powodu niezależnego od ciebie, jak awaria świeżo wymienionej części. Cieszyć się trzeba, a ja mam ten problem, że ostatnio chyba nie świętuję tak, jak powinienem. Będę nad tym pracował i mam nadzieję na jeszcze wiele powodów do radości.

Rajdy to pasja, przygoda, sposób na życie?

Sposób na życie. Kiedyś podchodziłem do nich czysto młodzieńczo i z ułańską fantazją. Na początku ciekawiły, potem zaczęły fascynować, ale nadal była to fascynacja młodzieńcza, mało odpowiedzialna. Teraz jest to już sposób na życie, czyli przede wszystkim odpowiedzialność, ale także pasja i spełnienie marzeń. Zdaję sobie sprawę, jak wielkie to przedsięwzięcie, na przykład wylot na Rajd Argentyny. Organizujemy to sami, w porównaniu z dużymi zespołami fabrycznymi mamy niewielkie doświadczenie – prawie żadne w mistrzostwach świata – ale już w pierwszym sezonie możemy nawiązać walkę i liczyć się w naprawdę mocnej rywalizacji.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Igrzyska w Paryżu w mętnej wodzie. Sekwana wciąż jest brudna
Sport
Paryż przed igrzyskami olimpijskimi pozbywa się bezdomnych? Aktywiści oburzeni
IGRZYSKA OLIMPIJSKIE
Pomruk rewolucji. Mistrzowie z Paryża po raz pierwszy dostaną pieniądze za złoto
Olimpizm
Leroy Merlin wchodzi na nowy rynek. Wykończy mieszkania medalistów z Paryża
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sport
Francuzi podzieleni w sprawie Rosjan. Mer Paryża kontra Emmanuel Macron