Kto był, wie dobrze – wszystko zaczyna się tam, gdzie Krupówki łączą się z ulicą Józefa Piłsudskiego, gdzie czekają sanie lub bryczki dowożące kibiców pod Krokiew, gdzie do wspólnego zdjęcia ustawiają się miś i owczarki podhalańskie.
Tłumy ludzi – oflagowanych, w biało-czerwonych szalikach, w nieoczywistych nakryciach głowy dobranych zależnie od corocznej mody, z trąbami i coraz bardziej nowoczesnymi piszczałkami w dłoniach – rusza stamtąd wspierać skoczków.
Dodatek Specjalny Pucharu Świata w Zakopanem - PDF
Pomysł, by przybyć na Puchar Świata do stolicy Tatr, ma co roku kilkadziesiąt tysięcy osób. To, że frekwencja nigdy nie zawodzi, to fenomen niemal historyczny. Ogólna popularność Zakopanego zimą robi swoje, ale jeszcze nie było Adama Małysza i jego wąsa, a już w mieście pojawiały się tłumy pragnące oglądać odwagę młodych ludzi skaczących z wielkiej góry. Okolice Wielkiej Krokwi od zawsze miały moc przyciągania – zawody mistrzostw świata w 1929 roku oglądało 10 tys. ludzi. Podczas mistrzostw w 1962 roku na popisy Helmuta Recknagela i innych przyszło już 120 tys. osób (więcej – ponad ćwierć miliona – zgromadziła tylko wizyta Jana Pawła II w 1997 roku), a inagurację PŚ w 1980 roku chciało widzieć z bliska 40 tys.