I jak bez paszportu wróciłeś?
Za trzy dni miał być finał, a po nim lot do Polski. Skontaktowaliśmy się z ambasadą, myślałem, że może Brazylijczycy mnie wypuszczą, no ale lecieliśmy przez Amsterdam, a przecież do Holandii bez żadnego dokumentu bym nie został wpuszczony. Zaczęło się więc załatwianie, korowody spraw, musiałem zrobić zdjęcie biometryczne, chociaż oczywiście nikt w Brazylii nie miał pojęcia, co to jest. Wielkie uznanie dla pani konsul, która stanęła na wysokości zadania. W dzień wylotu Grzesiek Mielcarski uczulił całą ekipę hotelu, że jeśli będzie jakaś przesyłka dla mnie, to mają mnie znaleźć chociażby pod ziemią. Jemy śniadanie i wpada rozentuzjazmowana recepcjonistka i przynosi mi paszport tymczasowy. Dzwonię do pani konsul, bo tak się umówiliśmy, a ona mi mówi, że ma dla mnie dobrą wiadomość. Że podrzucono na policję w Belo Horizonte mój paszport, moje okulary, moją akredytację i moje notatki. W efekcie ukradli mi tylko plecak i iPada. Dwa dni później żona ambasadora jechała do Polski, więc poprosiłem żeby mi przywiozła tylko okulary i akredytację.
Zbierasz akredytacje?
Zbieram. Mam tych akredytacji ze dwie-trzy szuflady, bo biorę z każdego meczu. Natomiast osobno posegregowane i ułożone mam 10 akredytacji z finałów mistrzostw świata, dziewięć z finałów mistrzostw Europy, teraz będzie 25. finał Ligi Mistrzów i 16 akredytacji olimpijskich, zarówno letnich jak i zimowych. Spoglądasz na to i widzisz, że to kawał życia. Same akredytacje pokazują wielki postęp. Kiedyś to były takie małe kartki przypinane do klapy, dziś z chipami elektronicznymi, jak przechodzisz przez bramkę ochronie wyświetla się twoja twarz na ekranie. Wielka metr na metr. Tak było w Pjongczangu To wszystko się zmieniło także ze względów bezpieczeństwa.
Kiedyś miałeś dostęp do sportowców, dziś już nie.
Pamiętam jak całe dnie spędzaliśmy w bazie Polaków w Argentynie w 1978 roku – czyli Jockey Clubie. Nie było czegoś takiego jak 15 minut otwartego dla mediów treningu, a podczas tego kwadransa i tak jest tylko rozgrzewka. Nie było konferencji z jednym czy dwoma zawodnikami, tylko mogliśmy z piłkarzami rozmawiać bez obostrzeń. Pamiętam spacer z Włodkiem Lubańskim po ośrodku, reszta chłopaków się relaksowała na basenie czy grała w ping-ponga. Dziś to nie do pomyślenia: zamknięte, wydzielone, zakazane. Konferencja, 15 minut, ostatnie pytanie, do widzenia. Wiem, że się świat zmienił, ale jednak to spojrzenie zza kulis, by móc o tym opowiedzieć widzom, czytelnikom, zawsze było ważne w pracy dziennikarskiej.
Masz swoje rytuały przed meczem?
Przede wszystkim szukam skupienia. Zajmuję miejsce na stanowisku odpowiednio wcześniej, by móc przyjrzeć się rozgrzewce. To już mi daje jakieś informacje, jak kto jest skoncentrowany, jak przeżywa tę sytuację. Trafia do bramki, czy nie może wcelować. Ponadto póki nie dostanę oficjalnych składów jestem elektryczny. Przyglądam się więc piłkarzom, żeby później ułatwić sobie identyfikację, patrzę chociażby kto w jakich butach gra. Dlatego nie lubię jak przed meczem podchodzą do mnie ludzie i zagadują, proszą o zdjęcie, czy o autograf. Jestem w pracy i faktycznie najważniejsza jest dla mnie koncentracja.
Jakie masz oczekiwania co do naszej reprezentacji przez mistrzostwami świata w Rosji?
Wyjścia z grupy, to minimum. W 1/8 finału będzie na nas czekała prawdopodobnie Belgia albo Anglia. Jeśli wygramy i awansujemy do ćwierćfinału, to Niemcy albo Brazylia. Nie oszukujmy się, mamy bardzo trudną drogę. Takiego układu jak w mistrzostwach Europy, gdy wszyscy najwięksi wpadli do jednej połówki drabinki, już długo mieć nie będziemy. Pompowanie balonu jest bez sensu. Ostatni raz wyszliśmy z grupy w 1986 roku. Czyli 30 lat temu. Naprawdę uważam, że powtórzenie tego wyniku będzie sukcesem.