W środę Władimir Putin odwiedził Centralną Komisję Wyborczą (CIK), by po raz czwarty wystartować w wyborach prezydenckich. Tym razem założyciel istniejącej od 16 lat partii władzy Jedna Rosja idzie na wybory jako „niezależny kandydat", a jego 668-osobowa grupa inicjatywna musi zebrać 300 tys. podpisów.
Wiele wskazuje na to, że nie będzie miał poważnych konkurentów.
Kilka dni temu członkowie CIK odrzucili kandydaturę najbardziej rozpoznawalnego rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Formalnym powodem są ciążące na nim wyroki. W 2013 roku został skazany na pięć lat więzienia w zawieszeniu w procesie dotyczącym defraudacji spółki Kirowles. Rok później opozycjonistę skazano na 3,5 roku kolonii karnej w zawieszeniu w związku z domniemaną defraudacją funduszy firmy Yves Rocher. Nawalny od początku twierdził, że sprawy sfałszował Kreml, by wyeliminować go z wyścigu wyborczego. Po stronie opozycjonisty stanął Europejski Trybunał Praw Człowieka, który stwierdził, że w obu sprawach Rosja naruszyła prawo Nawalnego do uczciwego procesu.
– W 2013 roku władze zarejestrowały Nawalnego w wyborach mera Moskwy (zdobył ponad 27 proc. głosów – red.) i jemu się udało zjednoczyć wokół siebie tę część elektoratu, która nie popiera Putina. Powtórka takiej sytuacji podczas wyborów prezydenckich rządzącym w żaden sposób nie jest potrzebna – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Nikołaj Pietrow, politolog z prestiżowej moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomii. – Na Kremlu jednak nie chcą protestów. Dlatego wybory zostaną wyreżyserowane w taki sposób, by dopasować pozostałych kandydatów do panujących w społeczeństwie nastrojów – dodaje.
Wielu rosyjskich analityków uważa, że właśnie dlatego w wyborach wystartowała Ksenia Sobczak, znana dziennikarka i córka byłego mera Petersburga Anatolija Sobczaka, u boku którego Putin zaczynał polityczną karierę. O fotel prezydenta Rosji ubiega się pod hasłem „przeciwko wszystkim" i podobnie jak Nawalny jest popierana przeważnie przez młodzież.