W tym roku od stycznia do lipca, gdy posłowie wyruszyli na wakacje, odbyło się 13 posiedzeń Sejmu. W 2016 roku w analogicznym okresie posłowie przyjechali na Wiejską 16 razy, w 2015 roku – 14 razy, a w 2014 roku – 15 razy. Wszystko wskazuje na to, że w 2018 roku będą mieli najmniej pracy od lat. Kontrolowane przez PiS prezydium Sejmu ustaliło, że od stycznia do lipca odbędzie się zaledwie 11 posiedzeń.
To realizacja planów, o których w połowie listopada pisaliśmy w „Rzeczpospolitej". Obecnie Sejm zazwyczaj spotyka się raz na dwa tygodnie, a w tym samym czasie obradują komisje. Informowaliśmy, że marszałek Marek Kuchciński zamierza wprowadzić „trójpolówkę": jeden tydzień na obrady plenarne, drugi na komisje, a trzeci na pracę w terenie.
Początkowo wydawało się, że plan nie zostanie wprowadzony szybko. Na stronach sejmowych zamieszczono bowiem harmonogram na pierwsze półrocze 2018 roku wedle starego systemu. Jednak w piątek został zmodyfikowany. W niektórych przypadkach między posiedzeniami jest niemal miesiąc przerwy.
PiS chce przypieczętować zmiany w harmonogramie, modyfikując regulamin Sejmu. Również w piątek prezydium złożyło nowelizację przewidującą, że „posiedzenia komisji nie odbywają się w dniach, w których odbywa się posiedzenie Sejmu, chyba że marszałek Sejmu wyrazi na to zgodę".
Dlaczego marszałek chce spowolnić prace izby? Na nasze pytanie w tej sprawie nie odpowiedziało Centrum Informacyjne Sejmu. Komentarza nie ma też w uzasadnieniu do nowelizacji regulaminu.