Obaj organizatorzy są już znani z nazwiska. Czarnogórcy twierdzą, że to Eduard Szirokow i Władimir Popow. Jednak niewiele więcej o nich wiadomo.
Zamach na premiera miał być częścią puczu przygotowywanego na dzień wyborów parlamentarnych w Czarnogórze 16 października. O głosy wyborców walczyła partia premiera Dukanovicia Demokratyczna Partia Socjalistów Czarnogóry i koalicja partii opozycyjnych. Postkomuniści szefa rządu promują wstąpienie kraju do NATO i UE, większość opozycji jest przeciwna sojuszowi.
Tak jak i Rosja, która wielokrotnie oficjalnie sprzeciwiała się dołączeniu Podgoricy do NATO, domagając się najpierw przeprowadzenia referendum w tej sprawie wśród mieszkańców najmniejszej bałkańskiej republiki.
Według czarnogórskiej prokuratury grupy zamachowców chciały wywołać rozruchy w noc wyborczą i doprowadzić do zajęcia gmachu parlamentu przez antyrządowych manifestantów. Samą demonstrację miała zorganizować jedna z miejscowych partii opozycyjnych. Premier zaś miał zostać zastrzelony przez snajpera.
Sprawa stała się głośna jednak nie z powodu śledztwa prowadzonego w Podgoricy, ale dlatego, że zamachowcy zostali złapani na terytorium sąsiedniej Serbii – o czym poinformował szef serbskiego rządu Aleksandar Vucić. W sumie aresztowano ponad 20 osób, a kolejne trzy są poszukiwane listami gończymi. Vucić ujawnił, że zamachowcy „bardzo dokładnie śledzili trasy przejazdu" jego kolegi z sąsiedniego kraju.