Zwycięzca październikowych wyborów Andriej Babiš i jego partia ANO mają poważne kłopoty z utworzeniem rządu. Nie znajduje partnerów koalicyjnych i wygląda na to, że stanie na czele rządu mniejszościowego. Ale i to nie nastąpi szybko.
W Czechach toczy się wielka gra o najwyższe stanowiska w państwie. Miliarder Babiš ma nie mniejsze ambicje niż prezydent Miloš Zeman, który chce zostać wybrany w styczniu na drugą kadencję. Obaj politycy zawarli coś na kształt paktu, wspierając się wzajemnie. Prezydent pragnie, aby premierem był Andriej Babiš. Ten z kolei nie zamierza przeszkadzać prezydentowi w jego politycznych planach. Jaki będzie finał takiej rozgrywki, nie wiadomo. Wiele wskazuje jednak na to, że plan zostanie zrealizowany.
Ambicje bogacza
Babiša w roli premiera nie akceptują najbardziej prawdopodobni partnerzy koalicyjni, a więc socjaldemokraci oraz chadecy. Wykluczyli jakąkolwiek współpracę z szefem ANO, przeciwko któremu toczy się śledztwo w sprawie wyłudzenia milionów euro z funduszy unijnych. Babišowi nie udało się także zaprosić do współpracy prawicowej ODS, a sam nie chce mieć nic wspólnego z ksenofobiczną SPD czy komunistami. Teoretycznie mógłby zrezygnować z kierowania rządem, co ułatwiłoby utworzenie koalicji.
Ma jednak inne ambicje. Do maja był wicepremierem w koalicyjnym rządzie Bohuslava Sobotki i zmuszony został do dymisji po wybuchu afery z funduszami UE. Babiš przekonuje, że to dzięki niemu Czechy są w doskonałej kondycji finansowej, a gospodarka notuje stały wzrost. Zapewnia, że jego rząd to gwarancja kolejnych sukcesów gospodarczych. Jest drugim najbogatszym obywatelem Czech z majątkiem ocenianym na ponad 2 mld dol., właścicielem koncernu żywnościowego Agrofert. Jego rząd ma działać efektywne i pragmatycznie. To się liczy w oczach wyborców, którzy nie zawracają sobie zbytnio głowy problemami Babiša z wymiarem sprawiedliwości.
Podobnie jak prezydent Zeman, który po zwycięstwie wyborczym ANO oznajmił, że sprawy te nie wpłyną na jego decyzje dotyczące formowania rządu.