To odpowiedź na rosnące zagrożenie ze strony Kremla.
– Amerykańscy wojskowi otrzymali zadanie wprowadzenia w życie planu gotowości na wypadek zagrożenia wschodniej flanki NATO ze strony Rosji. I szybko stwierdzili, że siły amerykańskie w Europie są na to zbyt słabe, jest ich zbyt mało – mówi „Rz" odchodzący szef MON Tomasz Siemoniak. – W tym kontekście w maju ustaliłem z sekretarzem obrony Ashtonem Carterem konieczność rozlokowania ciężkiego uzbrojenia dla jednej brygady w Polsce i republikach bałtyckich. Ale generał Philip Breedlove (głównodowodzący sił NATO na naszym kontynencie – red.) uważa, że dla zapewnienia bezpieczeństwa Europy Amerykanie muszą zrobić więcej. Konieczny jest jego zdaniem powrót na nasz kontynent kilku brygad z uwagi na rosnące możliwości bojowe Rosji i agresywną politykę Kremla.
W szczycie zimnej wojny, w 1985 r., USA miały w Europie 320 tys. żołnierzy. Ale od tego czasu ta liczba systematycznie spada. Waszyngton nie tylko uznał, że zagrożenie ze strony Rosji zniknęło, ale zaangażował się mocno w wojny w Iraku i Afganistanie, a także uznał, że Azja jest ważniejsza dla USA od Europy. Efekt: dziś na naszym kontynencie stacjonuje zaledwie 60 tys. amerykańskich żołnierze, najmniej od 1945 r.
To może jednak szybko się zmienić. Pentagon chce wystąpić z formalnym wnioskiem do Białego Domu o wysłanie do Europy znaczących dodatkowych wojsk. Decyzję, czy tak się stanie, Barack Obama miałby podjąć „w ciągu kilku miesięcy" – zapowiada gen. Breedlove w „Wall Street Journal". A więc jeszcze przed lipcowym szczytem NATO w Warszawie.
– Szczyt NATO w Warszawie okaże się ostatnim dla Baracka Obamy. Od jego wyników będzie zależało, czy prezydent przejdzie do historii jako przywódca, który przywrócił kluczowe znaczenie Ameryki w Europie nie tylko zresztą przez zaangażowanie wojskowe, ale także zawarcie transatlantyckiej umowy o handlu i inwestycji (TTIP). Mówimy o szczycie rozstrzygającym, któremu bardzo uważnie będzie się przyglądała Rosja – podkreśla Siemoniak.
Na razie Biały Dom prowadzi politykę dwutorową. Z jednej strony Departament Stanu podkreśla konieczność współpracy politycznej z Rosją, w tym w sprawie pokoju w Syrii i strategii wobec Iranu. Ale z drugiej strony Obama zezwolił Pentagonowi na podjęcie przygotowań do odparcia ewentualnej rosyjskiej agresji w Europie. To w ramach tej strategii Departament Obrony podjął decyzję o rozmieszczeniu ciężkiego uzbrojenia dla brygady w Polsce i krajach bałtyckich. Szef sztabu generalnego armii lądowej Mark Milley zapowiedział zaś zmianę przebiegu ćwiczeń amerykańskich wojsk tak, aby były lepiej przygotowane do odparcia wojny „hybrydowej" z Rosją. Pentagon obawia się jednak, że w razie konfliktu bardzo trudno będzie przerzucić amerykańskie wojska nasz kontynent.