"Rzeczpospolita": Czy wynik wyborów do Kongresu USA będzie miał wpływ na relacje amerykańsko-rosyjskie?
Fiodor Łukjanow: Wynik wyborów w USA był przewidywalny i mówiono o tym od początku. To jest zgodne z amerykańską tradycją, gdy w pierwszych wyborach po wyborach prezydenckich partia przywódcy kraju przegrywa. Demokraci osiągnęli sukces, ale nie taki na który liczyli. Oczekiwali, że zacznie się tzw. „niebieska fala”, która zmiecie republikanów w 2020 roku. Na razie tego nie widać. To wszystko nie ma jednak żadnego znaczenia dla rosyjsko-amerykańskich relacji i nie warto oczekiwać, że ulegną zmianie. W Kongresie jest konsensus odnośnie Rosji.
Czyli sugeruje pan, że relacje będą złe niezależnie od tego kto będzie zasiadał w amerykańskim parlamencie?
Tak, nic się nie zmieni. Mogą ewentualnie różnić się poglądy na temat jakichś bieżących spraw. Demokraci, w odróżnieniu od republikanów i Białego Domu, popierają zawarte pomiędzy Rosją i USA porozumienie odnośnie redukcji broni nuklearnej (red. - chodzi o porozumienie „New Strategic Arms Reduction Treaty”). Rosja w USA stała się elementem wewnętrznej walki politycznej i ta walka jeszcze trochę potrwa.
W styczniu ubiegłego roku niektórzy deputowani w rosyjskiej Dumie otwierali szampana, gdy ogłoszono wynik wyborów prezydenckich w USA. Czyli w Moskwie mieli jednak jakieś oczekiwania?