Tak twierdzi portal prestiżowego niemieckiego tygodnika „Der Spiegel". Dowództwo armii tego nie potwierdza, oficjalnie bowiem jednostka cybernetyczna CNO zajmuje się jedynie obroną niemieckiej sieci, a działania ofensywne jedynie ćwiczy na symulatorach.

Oficjalnie w jednostce pracuje około 80 ekspertów od informatyki. Jej baza mieści się w koszarach w Rheinbach koło Bonn.

Według „Spiegla" jednostka CNO brała udział w poszukiwaniach Niemki pracującej dla organizacji humanitarnej w Kabulu, która została uprowadzona 17 sierpnia 2015 roku. Hakerzy z Bundeswehry włamali się do sieci jednego z afgańskich operatorów telefonii komórkowej, by znaleźć informacje o uprowadzonej. Namierzyli też telefony porywaczy.

Potem kontrolowali, czy porywacze zamierzają się wywiązać z obietnicy uwolnienia, którą złożyli miejscowym pośrednikom. Sztab kryzysowy nie miał pewności, czy porywaczom można ufać. Według portalu gazety za uwolnienie domagali się okupu. Na wszelki wypadek do akcji w Kabulu była gotowa jednostka niemieckich komandosów KSK.

55-letnia Niemka z organizacji humanitarnej GIZ została uwolniona 17 października, dwa miesiące po uprowadzeniu. Szef MSZ Frank-Walter Steinmeier podziękował wówczas za pomoc władzom Afganistanu, lokalnym siłom bezpieczeństwa i NATO-wskiej misji Resolut Suppport. Nie wspomniał o niemieckich hakerach. Oficjalnie o ich roli niemieckie władze milczą do dzisiaj. Podobnie jest z komandosami, którzy - jak już w zeszłym roku podejrzewały media niemieckie - nadzorowali na miejscu uwolnienie.