Szwedzkie wybory zakończyły się bez wyraźnego zwycięzcy. Nie jest nim blok lewicowy, czyli socjaldemokraci premiera Stefana Löfvena, ani Umiarkowana Partia Koalicyjna. Żadne z tych ugrupowań nie uzyskało zdecydowanej przewagi, która pozwalałaby na w miarę szybkie utworzenie rządu koalicyjnego. Nie przeszkodziło to jednak liderom tych bloków na ogłoszenie się zwycięzcami.
Sukces zadeklarował też Jimmie Akesson, lider nacjonalistycznego, antyimigracyjnego i antyunijnego ugrupowania Szwedzcy Demokraci. Partia otrzymała 17,6 proc. poparcia, prawie 5 pkt . więcej niż w poprzednich wyborach. W 349-miejscowym parlamencie będzie miała 62 mandaty, choć oczekiwania i niektóre sondaże wskazywały na wyższy wynik. W poniedziałek Akesson zaoferował współpracę przewodniczącemu Umiarkowanej Partii Koalicyjnej, Ulfowi Kristerssonowi. Ten jednak, podobnie jak liderzy innych ugrupowań, odrzuca jakiekolwiek współdziałanie z nacjonalistami.
Socjaldemokratów i Umiarkowaną Partię Koalicyjną dzieli różnica jednego mandatu. Składający się z socjaldemokratów i Zielonych blok lewicowy uzyskał 40,6 proc. głosów, zdobywając 144 mandaty. Z kolei Sojusz, czyli koalicja centroprawicowa, zdobyła 40,3 proc., co daje 143 mandaty.
Nie policzono jeszcze głosów z zagranicy i osób, które głosowały przed dniem wyborów.
Nie jest wykluczone, że stan posiadania partii Centrum, wchodzącej w skład Sojuszu, zmniejszy się o jeden mandat po obliczeniu wszystkich głosów.