Na piątek zaplanowano wystąpienie Andrzeja Dudy w Gdańsku – które jego doradcy określają jako „ważne merytorycznie". Prezydent wygłosi przemówienie podczas debaty konstytucyjnej organizowanej przez Solidarność.
To coś więcej niż tylko start publicznych konsultacji przed referendum, które Kancelaria Prezydenta zapowiadała od tygodni. To może być początek nowego politycznego etapu dla prezydenta, który już samym ogłoszeniem idei referendum zaskoczył polityczne zaplecze. Teraz politycy z obozu władzy, z którymi rozmawialiśmy, przyznają wprost, że w nowych warunkach referendum może się stać swego rodzaju kartą przetargową, która będzie leżeć na negocjacyjnym stole między Pałacem Prezydenckim a Nowogrodzką. Zwłaszcza przy okazji takich spraw jak reforma sądownictwa. I dlatego tak wiele zależy od tego, czy debata na temat referendum odniesie sukces.
Punkty sporne
Od pierwszej chwili, gdy prezydent ogłosił pomysł referendum, a przede wszystkim jego termin, pomysł nie wywoływał entuzjazmu w PiS. I po kilku miesiącach nie ma sygnałów, że wątpliwości zostały rozwiane. Pierwszym punktem spornym jest sam jego termin. – Musimy wspólnie politycznie również ustalić, czy termin proponowany przez prezydenta jest na pewno dobry – mówił o 11 listopada 2018 r. marszałek Senatu Stanisław Karczewski w czwartkowych „Sygnałach dnia" PR 1.
Tymczasem Pałac Prezydencki zostaje przy swoim, dodając możliwość dwudniowego referendum. – Pan prezydent też w swoich wypowiedziach wskazywał, że nie wyklucza tego rodzaju rozwiązania prawnego, żeby rozważyć, aby referendum było dwudniowe, czyli żeby obejmowało 10–11 listopada przyszłego roku – powiedział w środę Paweł Mucha, wiceszef Kancelarii Prezydenta i pełnomocnik odpowiedzialny za referendum. Dwudniowe głosowanie to pomysł, który w rozmowach z prezydentem zgłaszali m.in. politycy Kukiz'15.
Jakie pytania
Drugim punktem spornym jest dokładna liczba pytań. Kancelaria Prezydenta sygnalizowała, że pytań miałoby być około dziesięciu. Stanisław Karczewski, który ma też wziąć udział w piątkowej debacie, mówił, że spodziewa się siedmiu–ośmiu. To pole do negocjacji, podobnie jak treść pytań. Decyzję podejmie Senat, stąd kluczowa rola marszałka Karczewskiego.