Historia sięga pięciu wieków wstecz. W 1519 r. Hernan Cortes przybył z należącej już wówczas do Hiszpanów Kuby na wybrzeże Meksyku. I choć stał na czele garstki żołnierzy, dzięki przewadze w uzbrojeniu i podstępowi zdołał podbić ogromne królestwo Montezumy II.

Dziś, jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez hiszpański dziennik „El Pais", meksykańskie społeczeństwo jest podzielone w sprawie bilansu tego podboju: 41 proc. uważa, że jest on negatywny, 59 proc. dostrzega w nim w większości korzyści.

Podział zasadniczo przebiega po linii etnicznej. Metysi i biali, którzy są potomkami hiszpańskich konkwistadorów i stanowią większość wśród 130 mln mieszkańców kraju, odnoszą się do kolonizacji pozytywnie, podczas gdy przeciwnie zapatrują się na to przedstawiciele rodzimej ludności indiańskiej.

Od 500. rocznicy podboju Lopez Obrador domaga się formalnych przeprosin od hiszpańskich władz. Jednak 55 proc. jego rodaków uważa, że Madryt nie powinien tego robić. Ich zdaniem problemy Meksyku, w tym ogromna polaryzacja dochodów i tocząca się od dekad wojna gangów narkotykowych, to efekt współczesnych błędów samych Meksykanów, a nie dziedzictwo pozostawione przez Hiszpanów. Według ankietowanych prezydent wykorzystuje zamierzchłą historię instrumentalnie: do utrzymania się u władzy. Pytani doceniają w szczególności wiarę katolicką i język, jaki pozostawili Hiszpanie, ale też zdobycze rolnictwa, które pozwoliły zwielokrotnić produkcję żywności.