Głośny wypadek, cicha kolumna

W czasie słynnego wypadku Beaty Szydło jej kolumna nie była uprzywilejowana – uznał sąd. Wątek odpowiedzialności BOR został skierowany do prokuratury.

Aktualizacja: 10.07.2020 06:20 Publikacja: 09.07.2020 19:21

Głośny wypadek, cicha kolumna

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Sebastian Kościelnik nieumyślnie naruszył zasady ruchu drogowego i doprowadził do wypadku, w którym obrażenia odnieśli premier Beata Szydło i szef jej ochrony – orzekł w czwartek Sąd Rejonowy w Oświęcimiu. Sprawę warunkowo umorzył, uznając, że do zdarzenia przyczynili się także „inni uczestnicy ruchu", czyli funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu (dziś Służba Ochrony Państwa).

Sąd złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez kierowców BOR z art. 177 kodeksu karnego, a więc o spowodowanie wypadku.

Ustalił kluczową i kontrowersyjną kwestię, a mianowicie, że rządowa kolumna nie miała włączonych sygnałów dźwiękowych, tylko świetlne – nie była więc uprzywilejowana w ruchu. Sąd dał wiarę dwóm niezależnym świadkom będącym najbliżej miejsca wypadku oraz monitoringowi.

– Nie ma wątpliwości, że gdyby takie sygnały były używane, to pokrzywdzony i świadkowie by je słyszeli – argumentowała sędzia Agnieszka Pawłowska.

Ustalenia sądu stoją w sprzeczności z relacją funkcjonariuszy BOR, którzy jako świadkowie twierdzil, że używali sygnałów dźwiękowych.

Jeśli kolumna nie miała statusu uprzywilejowanej, wymijała seicento na skrzyżowaniu i na podwójnej ciągłej, to dlaczego sąd uznał, że to manewr kierowcy seicento doprowadził do wypadku, a nie brawura rządowego auta?

Sędzia Pawłowska podkreśliła, że zauważa „znaczny stopień przyczynienia się innych uczestników zdarzenia do zaistnienia wypadku". Jednak zdaniem sądu to Kościelniak nie zachował ostrożności na drodze i to on bezpośrednio przyczynił się do wypadku. – Warunkowe umorzenie postępowania nie jest ani skazaniem, ani uniewinnieniem sprawcy. Jest pozostawieniem go w okresie próby, w tym wypadku na minimalny roczny okres – powiedziała sędzia.

Sebastian Kościelnik ma też zapłacić 1000 złotych nawiązki dla poszkodowanych w wypadku. Obrona zapowiedziała apelację. – Nie zgadzamy się z wyrokiem, tym bardziej że sąd zauważył współwinę BOR – mówi nam mec. Władysław Pociej, obrońca Sebastiana Kościelnika.

Kierowcy limuzyn rządowych, którzy zdaniem sądu przyczynili się do wypadku, mają jednak odpowiedzieć za swoje czyny. Sąd skierował do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przez nich przestępstwa. Dlaczego nie zwrócił aktu oskarżenia przeciwko Kościelnikowi prokuraturze, wskazując, że jest niepełny? Nie wyjaśnił.

Jak pisała „Rz", współwinę BOR widziała już na etapie postępowania trójka prokuratorów, która dwa dni przed finałem śledztwa odmówiła jego zakończenia i uznania wyłącznej winy kierowcy seicento. Jednak domagał się tego szef krakowskiej prokuratury Rafał Babiński. Odsunięci od sprawy prokuratorzy chcieli też zbadać, czy 11 funkcjonariuszy BOR zgodnie z prawdą zeznawało o włączonych sygnałach dźwiękowych. Jak wywiódł oświęcimski sąd – tak nie było. A sprawa brawury na drodze „BOR-owików" jako wykroczenia przedawniła się rok po wypadku.

Sebastian Kościelnik nieumyślnie naruszył zasady ruchu drogowego i doprowadził do wypadku, w którym obrażenia odnieśli premier Beata Szydło i szef jej ochrony – orzekł w czwartek Sąd Rejonowy w Oświęcimiu. Sprawę warunkowo umorzył, uznając, że do zdarzenia przyczynili się także „inni uczestnicy ruchu", czyli funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu (dziś Służba Ochrony Państwa).

Sąd złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez kierowców BOR z art. 177 kodeksu karnego, a więc o spowodowanie wypadku.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Wybory do PE. Kosiniak-Kamysz wyjaśnia, co zachęci wyborców do wędrówki do urn
Polityka
Z rządu do Brukseli. Ministrowie zamienią Sejm na Parlament Europejski
Polityka
Inwigilacja w Polsce w 2023 r. Sądy zgadzały się w ponad 99 proc. przypadków
Polityka
Wybory do Parlamentu Europejskiego. Ministrowie na "jedynkach" KO w wyborach. Mamy pełne listy
Polityka
Najdłuższy stażem europoseł z Polski nie będzie kandydował w wyborach do PE