– Traktujemy fundację jak partnera, jednak chcielibyśmy, aby krytyka miała konstruktywny charakter – mówi Beata Tokaj, szefowa Krajowego Biura Wyborczego, urzędu Państwowej Komisji Wyborczej. To komentarz do korespondencji, którą do PKW kieruje Fundacja Batorego. Instytucje toczą spór o to, na czym wyborca postawi krzyżyk w wyborach samorządowych w 2018 r.
Choć nie przyznają tego wprost, PKW preferuje książeczkę do głosowania, a fundacja – wielkoformatową kartę. Stawką jest to, by wybory przebiegły lepiej niż w 2014 r.
W wyborach do sejmików wyborcy otrzymali książeczkę, na której pierwszej stronie było PSL. Skutek? Aż 18 proc. głosów nieważnych i o wiele lepszy wynik ludowców, niż wskazywały sondaże. W efekcie Sejm znowelizował kodeks wyborczy, przesądzając, że uprzywilejowana jest karta-płachta, a jeśli trzeba użyć książeczki, musi rozpoczynać się od strony tytułowej i spisu treści.
Jesienią ubiegłego roku PKW rozpoczęła konsultacje kart w obu wzorach i wtedy zaczęła napływać krytyka z Fundacji Batorego. Skoncentrowała się na wielkości karty-płachty przedstawianej ankietowanym. PKW przygotowała ją w niepraktycznym rozmiarze A0. Zdaniem fundacji w 95,6 proc. okręgów można zastosować format A2, a w pozostałych książeczkę, i takie rozwiązanie powinno konsultować PKW.
12 czerwca szef PKW Wojciech Hermeliński odpisał Fundacji Batorego i zwrócił uwagę na problemy z użyciem karty A2 w większości, jednak nie we wszystkich okręgach. „Terytorialne komisje wyborcze, ustalając treść karty do głosowania, wiedzę na temat rzeczywistej liczby list kandydatów w poszczególnych okręgach będą miały dopiero około 35.–30. dnia przez dniem wyborów" – napisał. Zauważył, że byłoby zbyt mało czasu na wykonanie odpowiedniej liczby nakładek dla osób niewidomych, więc trzeba by je zamówić w obu formatach. Beata Tokaj dodaje, że dwa rodzaje kart utrudniłyby przeprowadzenie kampanii informacyjnej. – Głos każdego wyborcy jest dla nas ważny – zastrzega. Na list z PKW odpisała już Joanna Załuska z Fundacji Batorego. Napisała, że nakładki braillowskie nie są problemem, bo „wystarczy oszacować prawdopodobne zapotrzebowanie na oba typy i wyprodukować je z umiarkowaną rezerwą". Dodała, że dwa rodzaje kart do głosowania nie skomplikują kampanii informacyjnej, bo i tak „w wyborach samorządowych wyborca dostaje trzy–cztery karty, na których oddaje głosy wedle różnych zasad".