Rajoy nie miał czasu nawet na finał Realu

Kryzys polityczny na południu Europy to nie tylko Włochy. Nawet jeśli przetrwa w piątek wotum zaufania, dni premiera Rajoya są policzone.

Aktualizacja: 31.05.2018 16:07 Publikacja: 31.05.2018 00:01

Przyszłość premiera Mariano Rajoya jest uzależniona od głosów Basków.

Przyszłość premiera Mariano Rajoya jest uzależniona od głosów Basków.

Foto: AFP

Indeks giełdy madryckiej Ibex 35 spadł we wtorek o 2,2 proc., zaś rentowność hiszpańskich 10-letnich obligacji była już o 125 punktów bazowych wyższa niż podobnych papierów niemieckiego Skarbu Państwa. O panice na rynkach finansowych w żaden sposób nie można jeszcze mówić, jednak po raz pierwszy od kryzysu w 2011 r. Hiszpania wraz z innymi tzw. krajami peryferyjnymi strefy euro zaczęła być postrzegana przez inwestorów z wyraźną podejrzliwością.

Ale być może jeszcze bardziej znaczącym sygnałem powagi sytuacji była nieobecność Mariano Rajoya na trybunach Stadionu Olimpijskiego w Kijowie w sobotę, gdy Real Madryt po raz trzeci z rzędu zdobywał Puchar Ligi Mistrzów.

Premier musiał zostać w stolicy, bo w każdej chwili może się zakończyć nie tylko jego sześcioletnia kariera na czele rządu, ale szerzej układ polityczny, który pozwolił Hiszpanii przełamać kryzys gospodarczy i spacyfikować dążenia secesjonistyczne Katalonii. Wszystko przez miażdżący wyrok wydany 24 maja przez Sąd Apelacyjny w Madrycie nie tylko przeciw czołowym działaczom Partii Ludowej (PP), ale i samemu ugrupowaniu za wielką aferę korupcyjną sprzed dziesięciu lat, zwaną Gürtel.

– PP traci w szybkim tempie poparcie wyborców z jednego, zasadniczego powodu: korupcji. Wszystko inne, co robi Rajoy, ma drugorzędne znaczenie. Ludzie są po prostu wściekli – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Oriol Bartomeus, politolog z Uniwersytetu w Barcelonie.

Sondaże dla ludowców są rzeczywiście fatalne. W ostatnich wyborach w czerwcu 2016 r. partia Rajoya dostała 33 proc. głosów, za mało, aby samodzielnie mieć większość w Kortezach. Ale dwa lata później odszedł od niej co trzeci wyborca, tak że PP wspiera już tylko 21 proc. Hiszpanów.

– Dni Rajoya są już policzone – uważa Bartomeus.

W tej sytuacji przywódcy innych partii nie tylko prześcigają się w deklaracjach, że nie mają nic wspólnego z korupcją, ale aby to udowodnić, zapowiadają obalenie rządu.

Pierwszy z inicjatywą wyszedł lider socjalistycznej PSOE Pedro Sanchez. To na jego wniosek w czwartek w Kortezach odbędzie się debata nad wotum zaufania dla szefa rządu, a dzień później – głosowanie. Aby było skuteczne, Sanchez musi jednak zebrać przynajmniej 176 głosów w 350-osobowej izbie niższej parlamentu. I niewiele mu do tego brakuje.

Wokół socjalistów, którzy mają 85 deputowanych, utworzyła się bowiem nieformalna koalicja, której hiszpańskie media nadały przydomek „Frankenstein", bo tak jak dzieło szalonego naukowca jest zszyta z zupełnie niepasujących do siebie części. W jej skład wchodzi 71 deputowanych populistycznej, lewackiej partii Podemos (dąży do wyprowadzenia kraju z NATO, wprowadzenia całkiem wysokiego uposażenia dla wszystkich) a także 11 posłów Lewicy Republikańskiej (IR) i Razem dla Katalonii (JxCat), które w ogóle chcą doprowadzić do rozpadu kraju.

– To jest zbiorowisko, które nie jest zdolne do rządzenia – ostrzegł nie bez racji Rajoy.

Co jednak ważniejsze, na razie Sanchez nie ma jeszcze za sobą wystarczającej grupy posłów, aby doprowadzić do zmiany na czele rządu. Brakuje mu poparcia deputowanych baskijskiej PNV. Rajoy, stary wyga polityki, zdołał bowiem kilka dni temu przeforsować w Kortezach budżet z bardzo korzystnymi zapisami dla Basków. Teraz musi go jeszcze zatwierdzić Senat, gdzie PP ma przytłaczającą większość. Przesłanie obecnego szefa rządu do PNV jest jasne: jeśli chcecie zachować te pieniądze, stańcie po mojej stronie.

– Nic nie jest jeszcze przesądzone, wotum nieufności może się powieść. Sanchez przekonuje w tej chwili Basków, że jeśli zostanie premierem, nie odbierze im tego, co dostali od ludowców – ostrzega jednak Bartomeus.

W trudnej sytuacji znalazło się natomiast nowe, centroprawicowe Ciudadanos (32 posłów w Kortezach). To ugrupowanie, które dzięki konsekwentnemu krytykowaniu praktyk korupcyjnych i twardej linii wobec Katalończyków zdecydowanie prowadzi dziś w sondażach (28,5 proc., o 15,5 pkt proc. więcej niż w 2016 r.). Przywódca partii Albert Rivera nie może jednak przyłączyć się do lewacko-lewicowej koalicji „Frankenstein", bo straciłby wszystkich konserwatywnych wyborców, których udało mu się odbić od PP. W piątek posłowie Ciudadanos będą więc głosowali przeciw wotum nieufności. Oficjalnie dlatego, że chcą natychmiast przedterminowych wyborów, a nie zastąpienia Rajoya Sanchezem. Ale czy wyborcy to kupią, nie jest pewne.

– Socjaliści chcą pokazać, że choć Rivera stale krytykuje ludowców, w decydujących momentach jak uchwalenie budżetu czy wotum nieufności staje po ich stronie. A więc że tylko PSOE może być alternatywą dla Rajoya – mówi Bartomeus.

W każdym razie hiszpańska polityka coraz bardziej przypomina taniec na grobie politycznym Rajoya.

– Załóżmy, że premier przetrwa wotum nieufności. Wtedy godziną prawdy będą dla niego wybory samorządowe w maju przyszłego roku. Jeśli PP osiągnie w nich zły wynik, Rajoy zostanie zmuszony do dymisji, co zapewne doprowadzi do przedterminowych wyborów, bo jego następca z PP nie zdobędzie zwykłej większości w obecnych Kortezach – mówi barceloński politolog.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: jedrzej.bielecki@rp.pl

Afera Gürtel

Sąd Apelacyjny w Madrycie skazał na 55 lat więzienia przedsiębiorcę Francisco Correa Sancheza, od którego niemieckiej wersji przydomka (Gürtel, czyli pasek) wziął nazwę skandal korupcyjny. Wraz ze skarbnikiem Partii Ludowej (PP) Luisem Barceną i innymi, czołowymi działaczami partii stworzył on w pierwszej dekadzie XXI system wydawania łapówek za pozwolenia na budowy od samorządów Madrytu, Walencji i innych miast rządzonych przez prawicę. Mowa o okresie wielkiego boomu na rynku nieruchomości. Szefem PP i premierem był wówczas Jose Maria Aznar, jego zastępcą – Mariano Rajoy. Sprawą zajął się m.in. słynny sędzia Baltasar Garzon, który m.in. wydał list gończy za generałem Pinochetem. Obecnemu premierowi Hiszpanii nigdy nie udowodniono, że był świadomy, iż w jego partii powstał układ korupcyjny, choć jako pierwszy szef rządu w historii został przesłuchany jako świadek przez sąd. Rajoy od 2015 r. zerwał wszelkie kontakty z Barceną. Wcześniej jednak napisał do niego esemesa: „Bądź twardy. Zrobimy, co tylko możemy, aby ci pomóc!".   —j.bie.

Indeks giełdy madryckiej Ibex 35 spadł we wtorek o 2,2 proc., zaś rentowność hiszpańskich 10-letnich obligacji była już o 125 punktów bazowych wyższa niż podobnych papierów niemieckiego Skarbu Państwa. O panice na rynkach finansowych w żaden sposób nie można jeszcze mówić, jednak po raz pierwszy od kryzysu w 2011 r. Hiszpania wraz z innymi tzw. krajami peryferyjnymi strefy euro zaczęła być postrzegana przez inwestorów z wyraźną podejrzliwością.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Macron dobija porozumienie UE-Mercosur. Co teraz?
Polityka
Eksperci ONZ nie sprawdzą sankcji wobec Korei Północnej. Dziwna decyzja Rosji
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"