Armenia: Manifestanci pokonali premiera

„Ustępuję ze stanowiska przywódcy kraju" – poinformował Serż Sargsjan.

Aktualizacja: 23.04.2018 22:56 Publikacja: 23.04.2018 18:43

Centrum Erewania. Demonstranci świętują po podaniu się do dymisji nowego szefa rządu, który od dekad

Centrum Erewania. Demonstranci świętują po podaniu się do dymisji nowego szefa rządu, który od dekady rządził krajem jako prezydent.

Foto: AFP

W 11. dniu ulicznych protestów i rozruchów wywołanych jego nominacją na premiera na stronę manifestantów zaczęli przechodzić żołnierze.

„Pomyliłem się. Z obecnej sytuacji jest kilka wyjść, ale na żadne nie zdecyduję się. To byłoby wbrew mnie. (...) Ulica była przeciw mojej nominacji. Wypełniłem wasze żądanie" – stwierdził Sargsjan w opublikowanym oświadczeniu.

Jednym z wyjść, o których napisał, było prawdopodobnie ogłoszenie w kraju stanu wyjątkowego i wysłanie armii do stłumienia rozruchów. Odchodząc, Sargsjan specjalnie podkreślił, że jest przeciw użyciu wojska.

– Nie mówię, że rząd ma taki plan, a tylko wyjaśniam, jakie są procedury: jeśli w kraju będzie ogłoszony stan wyjątkowy, to wtedy armia może ingerować w wewnątrzpolityczne procesy – oświadczył wcześniej armeński minister obrony.

W poniedziałek rano do manifestujących w centrum Erewania studentów dołączyło kilkudziesięciu nieuzbrojonych żołnierzy pod dowództwem oficera, który niósł flagę kraju. Stanęli na czele kolumny protestujących, najwyraźniej chcąc ich ochronić przed atakiem policji. Nie jest jasne, z jakiej jednostki pochodzili, ale ich pojawienie wywołało gwałtowną reakcję resortu obrony, który zapowiedział ukaranie wszystkich. Nim jednak spełnił swą groźbę, szef rządu podał się do dymisji.

Regionalny trend

Serż Sargsjan rządził Armenią poprzednie dziesięć lat jako prezydent. Zgodnie z konstytucją miał prawo jedynie do dwóch pięcioletnich kadencji. W 2015 roku przygotowano zmiany ustawy zasadniczej, która czyniła z prezydenta funkcję tylko reprezentacyjną, a prawdziwą władzą obdarzyła premiera. Możliwe, że Sargsjan wzorował się na Władimirze Putinie, który ustępując w 2008 roku ze stanowiska prezydenta, część kompetencji szefa państwa przeniósł na premiera (którym został). Gdy wrócił na Kreml, kompetencje zostały zwrócone prezydentowi.

Podobną zmianę – choć uprawnienia zostają przeniesione w drugą stronę: od premiera do prezydenta – od 2014 roku dokonuje Reecep Erdogan w sąsiedniej (i skonfliktowanej z Armenią) Turcji. Mimo że pozostaje on cały czas u władzy (wcześniej jako premier, teraz jako prezydent), zmiany konstytucji nie weszły jeszcze w życie. Wcześniej, bo w 2009 roku, wrogi Armenii Azerbejdżan zniósł ograniczenie ilości kadencji prezydenta, czyniąc niemal pewnym dożywotnie rządy obecnego szefa państwa Ilhama Alijewa. W zakaukaskim regionie jedynie Gruzja zachowała demokratyczne podstawy swego ustroju politycznego.

12 kwietnia armeński parlament mianował Serża Sargsjana szefem rządu. Dzień wcześniej dwoje polityków opozycyjnej partii „Jełk" wyszło na trybunę parlamentu i odpaliło tam race, wzywając do ulicznych protestów przeciw Sargsjanowi.

„Wszyscy porzucają pracę"

Akcja spotkała się z drwinami ze strony rządzącej większości oraz... rosyjskich mediów. Rosja jest głównym sojusznikiem Armenii, posiada bazę wojskową w Giumri i umiejętnie podtrzymuje konflikt armeńsko-azerski o Górski Karabach (który trwa od 1991 roku), sprzedając obu stronom broń.

Ale 13 kwietnia zaczęły się masowe, wielotysięczne manifestacje, najpierw w Erewaniu, a potem i w innych miastach. Protestów nie przerwano ani na jeden dzień do chwili ustąpienia Sargsjana. W niedzielę objęły już osiem miejscowości, w tym Giumri – pod bokiem rosyjskiego garnizonu. „Zablokowano główne ulice. W mieście pełny chaos. Wszyscy porzucają pracę i idą na manifestacje" – napisała na „Facebooku" jedna z mieszkanek Giumri.

Na czele protestów stanął szef opozycyjnego „Jełka" Nikol Paszinjan. Mimo iż Sargsjan został zaprzysiężony na szefa rządu, po dziewięciu dniach rozruchów zgodził się na rozmowy z opozycją. Publiczne spotkanie w erewańskim hotelu „Armenia Mariott" trwało zaledwie 3 minuty. Paszinjan zażądał, by premier podał się do dymisji. – To jest szantaż, ultimatum wobec państwa – natychmiast odpowiedział Sargsjan. Premier wyszedł, a Paszinjan wylądował w więzieniu.

To z kolei doprowadziło do największej w historii współczesnej Armenii manifestacji, która zebrała w Erewaniu ponad 100 tys. ludzi. „Nikola Paszinjan miał rację" – napisał premier, ustępując.

Rosja milczy

– Z przerażeniem myślę, jak obrzydliwie antyormiańska propaganda zostanie rozpętana w naszych mediach, gdy tylko manifestanci wykopią tego zasiedziałego się miłośnika władzy. Z góry jest mi wstyd – powiedział tuż przed ogłoszeniem dymisji Sergsjana rosyjski dziennikarz Fiodor Kraszeninnikow. W Rosji historia armeńskiego premiera przypomina bowiem wszystkim Putina.

– Armenia jest naszym najbliższym sojusznikiem, dlatego bardzo uważnie obserwujemy rozwój sytuacji – powiedział rzecznik Kremla. Odmówił jednak odpowiedzi na pytanie, czy premier Armenii przed ustąpieniem „konsultował się" z Kremlem.

W 11. dniu ulicznych protestów i rozruchów wywołanych jego nominacją na premiera na stronę manifestantów zaczęli przechodzić żołnierze.

„Pomyliłem się. Z obecnej sytuacji jest kilka wyjść, ale na żadne nie zdecyduję się. To byłoby wbrew mnie. (...) Ulica była przeciw mojej nominacji. Wypełniłem wasze żądanie" – stwierdził Sargsjan w opublikowanym oświadczeniu.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Eksperci ONZ nie sprawdzą sankcji wobec Korei Północnej. Dziwna decyzja Rosji
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"
Polityka
Afera na Węgrzech. W Budapeszcie protest przeciwko Viktorowi Orbánowi. "Zrezygnuj"