W związku z wpisem Donalda Tuska na Twitterze na temat działań rządu PiS i towarzyszącym mu spekulacjom, że jest to zapowiedź powrotu byłego premiera do polskiej polityki przypominamy tekst Jerzego Haszczyńskiego z marca 2017 roku.
Donald Tusk jeszcze nawet nie rozpoczął drugiej dwuipółrocznej kadencji w roli przewodniczącego Rady Europejskiej, a już toczy się dyskusja o tym, czy gdy ją skończy, stanie do walki o najważniejsze urzędy w Polsce. Niektórym wydaje się jedynym politykiem, który może zjednoczyć antypisowski obóz, wygrać wybory do Sejmu w 2019 roku i stanąć na czele nowego rządu. Mógłby też też rok później powalczyć w wyborach prezydenckich z Andrzejem Dudą.
Jeżeli Tuskowi udałoby się za kilka lat zostać premierem lub prezydentem Polski, byłoby to sporym osiągnięciem. Byli szefowie ważnych instytucji międzynarodowych przechodzą do biznesu, zakładają fundacje, dają wykłady, piszą książki. Ale rzadko wracają do polityki w swoim kraju, a jeszcze rzadziej na stanowisko porównywalne z tym, które zajmowali, zanim przenieśli się do Brukseli czy Nowego Jorku. Pocieszającym przykładem może być jedynie Romano Prodi, który był premierem Włoch, potem szefem Komisji Europejskiej i znowu premierem włoskiego rządu.
Bruksela i Nowy Jork nie padły przypadkowo, tam urzędują szefowie instytucji, których dotyczy ten tekst: NATO, Komisji Europejskiej, Rady Europejskiej oraz ONZ.
Żaden sekretarz generalny sojuszu północnoatlantyckiego po skończeniu pracy w Brukseli nie wrócił do krajowej polityki. Ale jeden, Hiszpan Javier Solana, który stał na czele NATO w latach 1995–1999, zajął potem inne ważne stanowisko międzynarodowe, również w Brukseli – szefa unijnej dyplomacji.