Poniedziałek był ważnym dniem w relacjach między UE a Chinami. – Po raz pierwszy chiński minister bierze udział w spotkaniu rady ministrów spraw zagranicznych UE. To mówi samo za siebie, nasza współpraca osiągnęła niespotykany poziom – tak wzajemne relacje opisywała wysoka przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Federica Mogherini. Jej chiński gość Wang Yi przekonywał, że jest minimum dziesięć punktów wspólnych dla partnerów.
Równolegle po drugiej stronie ulicy eksperci Komisji Europejskiej na nieoficjalnym spotkaniu przedstawili dziennikarzom plan ograniczenia ekspansji chińskiej na europejski rynek. Unia rozumie, że Chiny są kluczowym partnerem dla realizacji jej globalnych interesów, jak podtrzymanie porządku opartego na wielonarodowych instytucjach (ONZ, WTO) czy porozumienie nuklearne z Iranem.
Ale powoli zaczyna sobie zdawać sprawę z tego, że nadzieje na otwarcie chińskiej gospodarki na zagraniczną, w tym unijną, konkurencję nie ziściły się. I zamiast stosowanej do tej pory strategii otwarcia Europy trzeba przejść do stosowania instrumentów nacisku. Ma temu służyć Międzynarodowy Instrument na rzecz Przetargów Publicznych. – Unijny rynek przetargów jest wart 2,3 biliona euro rocznie i otwarty dla każdego. Cały świat organizuje rocznie przetargi za 8 bln euro, z czego tylko połowa jest otwarta dla europejskich firm – mówił nieoficjalnie przedstawiciel KE.
Nowy instrument ma to zmienić. Za każdym razem, gdy pojawi się dyskryminacja europejskiej firmy na zagranicznym rynku, KE wystąpi do rządu państwa trzeciego o wyjaśnienia i ewentualnie zmianę zasad. Jeśli to nie przyniesie rezultatu, to wtedy w tym samym sektorze w przetargach publicznych w UE będzie mogła nałożyć przeszkody dla firm z kraju trzeciego. Konkretnie dla celów porównawczych oferta firmy z takiego kraju byłaby sztucznie podrażana o 20 procent.
Propozycja UE nie jest zupełnie nowa. Pierwotnie pojawiła się w 2012 roku. Nigdy jednak nie było atmosfery dla zatrzymywania Chińczyków. Teraz to się zmieniło i Bruksela liczy, że jeszcze w tym roku zyska poparcie większości państw członkowskich. Choć jeszcze kilka tygodni temu większość była przeciw, nawet takie, które na tej chińskiej dyskryminacji tracą. – Jeszcze niedawno Holandia była zdecydowanie przeciw, teraz jej dyplomaci sygnalizują, że propozycję poprą – mówi ekspert KE. W istocie nie tylko poprą, ale – jak się nieoficjalnie dowiadujemy – premier Mark Rutte zamierza aktywnie ją reklamować na najbliższym szczycie UE. Mimo że Holandia to tradycyjnie przeciwnik wszelkich restrykcyjnych instrumentów w polityce handlowej. – Muszą być równe zasady dla wszystkich na poziomie globalnym. Jeśli Chiny stosują wobec nas restrykcje, to powinniśmy odpowiedzieć tym samym – mówi holenderski dyplomata.