Czy dojdzie do porozumienia wszystkich sił opozycji i stworzenie wspólnej listy przed wyborami do PE? Jak wynika z informacji „Rzeczpospolitej", ostatnio rozmowy straciły impet. Najwięcej kart ma PO, ale to Platforma musi najwięcej ustąpić miejsc przy procesie tworzenia list. – Od pewnego czasu to PO zachowuje się tak, jakby przestało jej zależeć na porozumieniu – zauważa nasz rozmówca z opozycji. Jedno z wytłumaczeń: stratedzy PO mogli uznać, że ostatnie wydarzenia sprawiają, że samodzielne zwycięstwo Platformy (wraz z kilkoma „pozapartyjnymi" nazwiskami na własnej liście) jest coraz bardziej prawdopodobne.
Plan B Platformy
O nowych scenariuszach politycznych dla swojej partii mówił w ubiegłą sobotę lider Platformy Grzegorz Schetyna. Przemówienie – dobrze wygłoszone i bardzo dobrze przemyślane – zawierało fragment o powrocie PO do korzeni, a nie tylko określenie nowego kursu PO po tragedii w Gdańsku. – Musimy przestać myśleć kategoriami partyjnymi. Platforma to nie partia. Naszym zadaniem jest wspomóc wielki oddolny ruch obywatelski. Naszym zadaniem jest dać obywatelom możliwość pracy dla Polski. Jesteśmy platformą, po której autorytety, fachowcy, społecznicy wejdą do Sejmu i do rządu – powiedział Schetyna. Zostało to odebrane jako swoisty „plan B" na wypadek, gdyby szeroka koalicja nie powstała. – Potrzebny jest przełom, by tak się stało – przyznaje nasz rozmówca.
Kluczowy jest jak zawsze podział jedynek i miejsc biorących. Okręgów w wyborach do PE jest 13, a polityków dużego kalibru oraz obecnych europosłów z różnych stron potencjalnego szerokiego porozumienia jest bardzo wielu. To prowadzi do poważnych trudności przy podziale miejsc między wiele podmiotów.
Oficjalnie rozmowy nadal się toczą, a wszystkie warianty są możliwe. – Chciałbym, żeby to było jak najszersze porozumienie – mówił w #RZECZoPOLITYCE Władysław Kosiniak-Kamysz o liście opozycji do PE. Alternatywą dla szerokiej listy jest oddzielny start PO i wspólna lista Nowoczesna–SLD–PSL, o której coraz częściej mówią politycy – nie tylko Nowoczesnej, ale i PSL. To wariant tzw. nowego centrum. Wtedy osobno w wyborach do PE startowałby poza PO też Robert Biedroń, który 3 lutego na konwencji na Torwarze ma zaprezentować swój projekt polityczny, jego nazwę i program. – Do końca tygodnia będzie więcej rozstrzygnięć – twierdzi nasz rozmówca, znający szczegóły sytuacji rozmów opozycji. Negocjacje trwają na różnych płaszczyznach i w różnych formatach.
Do tej pory PO preferowało wariant listy PO–PSL jako najbardziej naturalny. Taka lista ma swoje zalety, ale ma i wady. PO może na swoich listach umieścić wielu polityków, którzy w przeszłości sprawowali ważne funkcje publiczne, jak była premier Ewa Kopacz czy były prezydent Bronisław Komorowski. I nie tylko. Zjednoczona Prawica już to antycypuje. – PO ma problem z przedstawieniem siebie jako nowej formacji, odcięciem się od błędów z 2007–2015. Wystawiając listę składającą się z takich polityków, PO będzie musiała odpowiedzieć na pytanie dotyczące błędów, które popełniła – mówił w połowie stycznia na antenie RDC Adam Bielan, wicemarszałek Senatu z Porozumienia.