Prezydent Filipin Rodrigo Duterte nakazał zabić wszystkich komunistycznych rebeliantów w kraju. W ubiegły weekend wpierana przez wojsko policja dokonała co najmniej 24 rewizji, poszukując broni i materiałów wybuchowych w kilku prowincjach Filipin. Podczas akcji sił bezpieczeństwa zastrzelono także dziewięć osób. Organizacje walczące o prawa człowieka i grupy lewicowe są oburzone rozkazem, który wydał prezydent Filipin i domagają się przeprowadzenia niezależnego śledztwa w tej sprawie. Jak zaznaczano, doszło do pozasądowych egzekucji nieuzbrojonych aktywistów pod pretekstem walki z komunistycznymi powstańcami.

Głos w sprawie zajął w poniedziałek rzecznik prezydenta Filipin Harry Roque. - Rozkaz prezydenta „zabij, zabij, zabij” jest legalny, ponieważ dotyczył uzbrojonych rebeliantów - powiedział. Dodał również, że "rząd nadal będzie badał ten incydent”.

W podobnym tonie wypowiedział się również generał Antonio Parlade, szef grupy zadaniowej ds. walki z rebeliantami. - Naloty były legalnymi operacjami organów ścigania, mieliśmy nakazy przeszukania w celu odnalezienia broni palnej i materiałów wybuchowych - stwierdził.

Aktywiści walczący o prawa człowieka zaznaczają, że ofiary nie były uzbrojone oraz, że wiele z nich było członkami grup politycznych lub działaczami związkowymi.

Filipińskie służby bezpieczeństwa w ostatnim czasie zintensyfikowały działania przeciwko rebeliantom z Nowej Armii Ludowej (NPA), którzy walczą z siłami rządowymi. Wojsko ma na celu zdławienie rebelii do końca kadencji prezydenta Rodrigo Duterte.