Jest ustawa z 2009 roku, która wprowadziła nowy model koordynacji, po uzyskaniu członkostwa Polski w Unii Europejskiej, tj. Ustawa o Komitecie ds. Europejskich. Premier jak chce, to przewodniczy temu komitetowi, ale zgodnie z ustawą, przewodniczącym jest minister ds. europejskich reprezentowany przez sekretarza stanu. Jeżeli departamenty Komitetu ds. Europejskich oraz Ekonomiczny UE, który realizuje w porozumieniu z innymi ministerstwami politykę energetyczną, klimatyczną, gospodarczą, innowacji i ma charakter przekrojowy, przechodzą do Kancelarii Premiera, to nie ma siły – premier musi być także ministrem ds. europejskich, bo Komitet obsługuje ten sam urząd, który obsługuje ministra ds. europejskich. Albo też min. Szymański zostaje tym ministrem, ale wtedy mamy nowe ministerstwo. Tertium non datur. Niedookreślone prawnie i instytucjonalnie „przejecie” spraw europejskich przez premiera może być próba odpowiedzi na pogłębiający się konflikt Polski z UE, który z linii rząd Komisja Europejska przeniósł się na linie Polska Trybunał Sprawiedliwości. Ponieważ nie wiadomo na czym ta zmiana ma polegać, jest to niepokojące. W przedstawionym na konferencji wariancie to nie ma prawa działać, powstanie bałagan. Wiemy o tym jak funkcjonować ma rząd o wiele mniej, niż wiedzieliśmy przed konferencją.
Kolejną zmianą jest powrót do Ministerstwa Skarbu pod inną nazwą - ministerstwa ds. nadzoru właścicielskiego - na czele którego stanie Jacek Sasin
To kluczowa strukturalna zmiana, która powiększy chaos w rządzie. W jednym ręku ma zostać skupiony taki nadzór właścicielski, jakim nie dysponowało Ministerstwo Skarbu. Nadzór nad kopalniami był w gestii resortu gospodarki, a później energetyki. Teraz uprawnienia właścicielskie wszystkich spółek skarnu państwa przejdą w ręce jednego ministra. Zmiana ma służyć temu, by prezes Kaczyński za pomocą swojego pełnomocnika dzielił konfitury, jeżeli chodzi o spółki skarby państwa, żeby uniknąć intryg między Morawieckim a Ziobro. Jacek Sasin zostanie przesłoną Kaczyńskiego, któremu prezes będzie wydawał dyspozycje i będzie odsyłał wszystkich zabiegaczy do Sasina, dzięki czemu będzie miał więcej czasu i spokoju. Powołanie nowego ministerstwa na pewno osłabia władztwo Zbigniewa Ziobro. Ale to jest wewnątrzpisowski muchotłuk. Sprawą poważną jest to, że premier ogłosił likwidację ministerstwa energii, ale w ustawie dział „energia” pozostaje, podobnie jak „gospodarka złożami kopalin”. Premier mówił też, że to ministerstwo ma odgrywać aktywną rolę, zwłaszcza w dziedzinie energetyki i zasobów naturalnych. To daleko idące rozproszenie kompetencji w zakresie polityki energetyczno-klimatycznej. Mamy trzy podmioty: odnowione Ministerstwo Skarbu pod inną nazwą, Ministra ds. Klimatu i Ministra Środowiska, a do tego dochodzi jeszcze departament ekonomiczny UE i minister właściwy ds. europejskich, który jest ministrem przekrojowym. Powstaje trójka, czy raczej czworokąt bermudzki. Nic z takiego rządu dobrego nie będzie. Powstaje taki układ, którego skoordynować się nie da. Kolejnym absurdem jest powołanie Ministerstwa ds. Klimatu.
Które ma być odpowiedzią na nowe wyzwania.
Pan premier tak to przedstawiał, że Ministerstwo Środowiska będzie ministerstwem wewnętrznym, a Ministerstwo ds. Klimatu ma tam negocjować w ramach UE. Nowy minister będzie negocjował, wynegocjuje rozwiązania, ale jak ma je wcielić w życie? Nowe podziały kompetencyjnie w rządzie zwiastują tylko chaos. A ponadto nie ma takiego działu administracji rządowej jak „klimat”, to określenie nie występuje nawet wtedy, kiedy chodzi o dział „środowisko”. PiS będzie musiał znowelizować ustawę „działowa” i będzie to robił wyłącznie pod skład personalny nowej rady ministrów. Powstaną kolejne dziury i zapętlenia kompetencyjne.
Powstało też Ministerstwo Zarządzania Funduszami, na czele którego stoi Małgorzata Jarosińska-Jedynak.