Zurabiszwili jest kandydatką niezależną, ale cieszy się poparciem partii rządzącej, która nie wystawiła własnego kandydata. Była ambasador Francji w Tbilisi, która na okoliczność udziału w głosowaniu musiała zrezygnować z francuskiego obywatelstwa, zapowiedziała, że jeśli zostanie wybrana, przeprowadzili się z górującego nad Tbilisi, zwieńczonego szklaną kopułą pałacu w dzielnicy Awlabari, do skromniejszego pałacu przy ul. Atoneli, po drugiej stronie rzeki Kury.
Pałac Awlabari powinien być używany przez premiera kraju lub ministra spraw zagranicznych, może też być używany jako miejsce przyjmowania wizyt dyplomatycznych, ale nie powinien być zajęty przez prezydenta - powiedziała Zurabiszwili. - Miejsce urzędowania prezydenta musi pasować do jego kompetencji - dodała.
Jej słowa wywołały burzę w Gruzji. Otar Kakidze z partii Europejska Gruzja stwierdził, że to "próba zadowolenia" lidera koalicji Gruzińskie Marzenie Bidziny Iwaniszwilego. - Kategorycznie sprzeciwiamy się przeniesieniu. Prezydent musi być w budynku, który jest określony przez ustawodawstwo - mówił. Inni politycy zwracali uwagę, że Pałac Awlabari jest "naturalnie zakorzeniony w prezydencji" i "nie ma innego dogodnego miejsca" dla prezydenta.
Wybory prezydenckie w Gruzji odbędą się 28 października 2018 r. Będzie to ostatni raz, gdy głowa państwa zostanie wybrana w drodze bezpośredniego głosowania. Nowa konstytucja Gruzji, która ma wejść w życie po inauguracji nowego prezydenta, jeszcze bardziej ograniczy jego uprawnienia.
Szklany pałac prezydencki w dzielnicy Awlabari w Tbilisi został zbudowany za prezydentury Micheila Sakaszwilego. Obiekt stał się kością niezgody między Gruzińskim Marzeniem a obecnym prezydentem Giorgim Margwelaszwilim. Ten ostatni zobowiązał się do przeniesienia do pałacu przy ul. Atoneli w 2013 roku, w czasie kampanii wyborczej. Później jednak zmienił zdanie i osiadł w Awlabari, co spotkało się z krytyką Bidziny Iwaniszwilego.