Azjatyckie państwo-miasto wyda na obsługę historycznego spotkania ok. 15 mln dolarów, z czego ponad połowę na ochronę przywódców. Hotele, w których mieszkają w luksusowym rejonie Orchard Road, otoczone są kordonami policji.
Jak się wydaje, władze Singapuru płacą nie tylko za bezpieczeństwo gości, ale i opłacają rachunki północokoreańskiej delegacji, zajmującej hotel St. Regis. W sąsiednim Shangri-La mieszka Trump, ale rozmowy zaplanowano na południowym krańcu Singapuru, w kompleksie hotelowym na wyspie Sentosa.
Doprowadziło to do chaosu komunikacyjnego i gigantycznych korków w niewielkim państwie. Już sam przyjazd obu gości wywołał gniewne reakcje mieszkańców. – To nasz wkład do międzynarodowego wydarzenia, leży to w naszym interesie – tłumaczył premier Singapuru Lee Hsien Loong.
– Rozmowy mogą przebiec bardzo szybko i dojść do swego logicznego zakończenia wcześniej, niż się spodziewamy – uprzedził amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo. Sam prezydent Trump jeszcze w Waszyngtonie przewidywał jednak, że mogą one „potrwać dzień, dwa, a nawet trzy”. Z kolei władze Singapuru przygotowane są na dwudniowe negocjacje. – Jesteśmy gotowi na każdy scenariusz – powiedział jeden z amerykańskich urzędników agencji Reuters.
– Jeśli dyplomacja nie poprowadzi nas we właściwą stronę, sankcje zostaną zwiększone – dodał Pompeo. Wcześniej w Waszyngtonie mówiono o przygotowanym pakiecie kilkudziesięciu–kilkuset kolejnych decyzji sankcyjnych.