Bartkiewicz: Spór z Izraelem - PiS w pułapce PiS-u

Koncepcja polityki zagranicznej jako „powstawania z kolan” ma ten poważny minus, że kiedy trzeba wykonać krok w tył – rzecz naturalna w stosunkach międzynarodowych – opinia publiczna przyzwyczajona do narracji o nie uginaniu się przed nikim i przed niczym może potraktować to jako powrót na kolana.

Publikacja: 31.01.2018 06:55

Bartkiewicz: Spór z Izraelem - PiS w pułapce PiS-u

Foto: Adobe Stock

Problem ten dobrze widać na przykładzie sporu z Izraelem o nowelizację ustawy o IPN. Konflikt z Tel Awiwem nie jest Warszawie do niczego potrzebny. Izrael jest strategicznym sojusznikiem państwa, które dla obecnego rządu jest najważniejszym sojusznikiem. I choć USA deklarują, że kochają nas równie mocno, to jednak Izrael ma w Waszyngtonie pozycję ciut silniejszą – nie tylko dlatego, że ortodoksyjnym Żydem jest zięć Donalda Trumpa Jared Kushner a na judaizm przeszła również żona tego ostatniego, ukochana córka Trumpa – Ivanka. Izrael od dziesięcioleci jest traktowany przez Waszyngton jako kluczowa figura w skomplikowanej układance na Bliskim Wschodzie. A ten wciąż wydaje się dla USA ważniejszy niż Europa Środkowa. Dla naszego dobra powinniśmy więc unikać sytuacji, w której Waszyngton będzie musiał decydować kogo kocha bardziej.

Konflikt z Izraelem jest też kompletnie irracjonalny biorąc pod uwagę cel zapisów nowelizacji ustawy o IPN, od której przecież wszystko się zaczęło. Zapis słynnego już artykułu 55 miał pomóc w ostatecznym oderwaniu od Polaków łatki genetycznych antysemitów, którzy nie bacząc na brutalną okupację współpracowali z okupantami przy Zagładzie żydowskich sąsiadów. Tymczasem efektem całego zamieszania ma być m.in. demonstracja polskich narodowców pod ambasadą Izraela, która owego stereotypu raczej nie osłabi i wysyp artykułów na całym świecie, których autorzy przekonują, że Polska chce dzięki ustawie wymazywać niechlubne karty z historii polsko-żydowskich relacji (co nie jest prawdą – ale taki przekaz idzie w świat).

Najprostszym rozwiązaniem byłoby więc zrobienie kroku wstecz, znowelizowanie owego artykułu 55 tak, aby nawet dla osób zakładających, że rząd w Warszawie ma jak najgorsze intencje było jasne, że tu o prawdę a nie o kłamstwo chodzi.

Tu jednak PiS zderza się z własną retoryką. Politycy Prawa i Sprawiedliwości wielokrotnie mówili o tym jak to rząd PO-PSL ustępował wszystkim, prowadził politykę całkowicie nie podmiotową, był klientem Berlina i Brukseli, etc. Dyplomacja PiS jest tego przeciwieństwem – silna, zdecydowana, nie cofająca się przed nikim, nawet jeśli na placu boju zostajemy sami (jak w czasie, gdy UE decydowała o przedłużeniu kadencji Donalda Tuska na stanowisku szefa RE). Taka narracja świetnie sprawdza się na użytek wewnętrzny – ale jednocześnie bardzo ogranicza elastyczność działania na właściwym polu dyplomacji, czyli w relacjach międzynarodowych. PiS-owi trudno będzie wytłumaczyć swojemu twardemu elektoratowi, że zmieniając ustawę o IPN pod wyraźną presją Izraela, ustępuje taktycznie – bo retoryka tej partii dotycząca dyplomacji nie zna takiego terminu.

Dla tych, którzy przyjęli za dobrą monetę zero-jedynkową koncepcję polityki zagranicznej, zakładającą, ze jej uczestnicy dzielą się na tych, którzy dumnie prężą pierś i tych, którzy są na kolanach, każde ustępstwo będzie klęską i ugięciem kolan przed Tel Awiwem.  Z drugiej strony trwanie przy zapisach ustawy o IPN w obecnym kształcie oznacza trwałe stworzenie nowego frontu w relacjach międzynarodowych i może zrazić do partii Jarosława Kaczyńskiego wyborców nieco bardziej centrowych, o względy których PiS zdaje się w ostatnim czasie starać. 

Dyplomacja, w której nie można się wycofywać musi prowadzić albo do wojny ze wszystkimi, albo do rytualnego robienia groźnych min przed lustrem i zachwycania się własnym odbiciem. Polska wojen prowadzić oczywiście nie zamierza, więc jeśli PiS chce osiągnąć na arenie międzynarodowej coś więcej niż opracowanie kolejnej marsowej miny, powinien wykorzystać obecny kryzys do wyjaśnienia swoim wyborcom, że czasem trzeba zrobić krok wstecz, by móc zrobić dwa kroki w przód. Na naukę nigdy nie jest za późno.

Pożyczka gotówkowa w ING Bank Śląski. RRSO 19,77%. Zobacz więcej >

Problem ten dobrze widać na przykładzie sporu z Izraelem o nowelizację ustawy o IPN. Konflikt z Tel Awiwem nie jest Warszawie do niczego potrzebny. Izrael jest strategicznym sojusznikiem państwa, które dla obecnego rządu jest najważniejszym sojusznikiem. I choć USA deklarują, że kochają nas równie mocno, to jednak Izrael ma w Waszyngtonie pozycję ciut silniejszą – nie tylko dlatego, że ortodoksyjnym Żydem jest zięć Donalda Trumpa Jared Kushner a na judaizm przeszła również żona tego ostatniego, ukochana córka Trumpa – Ivanka. Izrael od dziesięcioleci jest traktowany przez Waszyngton jako kluczowa figura w skomplikowanej układance na Bliskim Wschodzie. A ten wciąż wydaje się dla USA ważniejszy niż Europa Środkowa. Dla naszego dobra powinniśmy więc unikać sytuacji, w której Waszyngton będzie musiał decydować kogo kocha bardziej.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Tusk po konsultacjach ze Szmyhalem: Posunęliśmy się krok do przodu
Polityka
Marek Jakubiak: Najazd na dom Zbigniewa Ziobry. Mieszkanie posła to poseł
Polityka
Jacek Sutryk: Rafał Trzaskowski zwycięzcą debaty w Warszawie. To czołówka samorządowa
Polityka
Czy w Polsce wróci pobór? Kosiniak-Kamysz: Zasadnicza służba wojskowa tylko zawieszona
Polityka
Dlaczego Koła Gospodyń Wiejskich otrzymywały pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości?