W 2007 roku Jammeh ogłosił, że opracował lekarstwo na HIV. Cudowna terapia, która miała leczyć osoby zarażone śmiertelnym wirusem obejmowała przyjmowanie ziół i poddawanie się terapii polegającej na "duchowym leczeniu". Jak zaznacza BBC - według Jammeha - terapia miała działać tylko w poniedziałki i czwartki.
Na świecie rewelacje Jammeha nie zostały potraktowane poważnie, ale w Gambii sprzeciwianie się woli prezydenta mogło zakończyć się pobytem w więzieniu. Dlatego, gdy do organizacji charytatywnej pomagającej ofiarom HIV, założonej przez Lamina Ceesaya, pierwszego obywatela Gambii, który publicznie oświadczył, że cierpi na tę chorobę, dotarła prośba z pałacu prezydenckiego o wskazanie 10 ochotników, którzy poddaliby się eksperymentalnej terapii, Ceesay uznał to za propozycję nie do odrzucenia.
Sam Ceesay również postanowił poddać się terapii - jak wspomina bał się, że w innym przypadku może mieć kłopoty z władzami kraju. - Pomyślałem: Czemu nie? To nie może zaszkodzić - wspomina.
Szybko okazało się jednak, że na osoby, które trafiły do prezydenckiej kliniki nałożono szereg zakazów (nie mogli m.in. palić, pić herbaty ani kawy i uprawiać seksu) - z których najgroźniejszy był zakaz sięgania po dotychczas przyjmowane leki - w tym te, które powstrzymywały rozwój wirusa i które były zapisywane chorym przez lekarzy.
Co więcej pacjenci, którzy trafili do prezydenckiej kliniki nie mogli zrezygnować z terapii zaproponowanej przez Jammeha. Przez pół roku nie mogli oni opuszczać kliniki bez otrzymania przepustki.