Martin Schulz, z którym jeszcze nie tak dawno SPD wiązała wielkie nadzieje na odbicie się partii od dna, może okazać się wkrótce wielkim hamowniczym. To w wypadku, gdy nie zmieni stanowiska i będzie się nadal opierał udziałowi SPD w tzw. wielkiej koalicji rządowej z CDU/CSU. Po czwartkowych rozmowach z prezydentem RFN Frankiem-Walterem Steinmeierem nie spotkał się z dziennikarzami, spiesząc na konsultacje do centrali partyjnej. – Jesteśmy świadomi odpowiedzialności. Jestem pewny, że w najbliższych dniach i tygodniach znajdziemy dobre rozwiązanie dla naszego kraju – stwierdził przed spotkaniem.
W chwili gdy liberałowie z FDP odrzucają zdecydowanie powrót do stołu rokowań z CDU/CSU i ugrupowaniem Zielonych (tzw. koalicja Jamajki), jedynym sposobem wyjścia z impasu bez konieczności rozpisania nowych wyborów jest wielka koalicja. Byłaby już trzecią od 2005 roku. Schulz był jej przeciwny, świadom faktu, że na współpracy z partiami chadeckimi socjaldemokraci wyszli bardzo źle.
Schulz znajduje się jednak pod wielką presją części polityków swej partii, którzy są przeciwni nowym wyborom. Należy do nich także były szef partii Sigmar Gabriel pełniący obowiązki szefa dyplomacji. Są sporym ryzykiem dla partii, która od 12 lat traci poparcie społeczne i w postępie niemal geometrycznym kurczy się jej baza członkowska.
Z ostatnich sondaży wynika, że w nowych wyborach może nieznacznie stracić. Podobnie jak CDU Angeli Merkel, ale to jej partia wygra zapewne kolejne wybory. Jako że FDP zapowiada, że nawet po wyborach nie jest zainteresowana „Jamajką”, powróci temat wielkiej koalicji.
Dla samego Schulza odrzucenie prośby prezydenta o przeprowadzenie sondażowej rozmowy z pełniącą obowiązki kanclerza Angelą Merkel byłoby co najmniej mocno kłopotliwe.